Przejdź do treści

Edukacja – to dla mnie: moja córka wypisała się z edukacji domowej

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

„Straciłam w pewien sposób życie, które z namysłem i miłością tworzyliśmy przez wiele lat. To był moment, w którym dużo musiało się zmienić i nie wszystko z tych nowości mi się podobało. Ale nasza córka była szczęśliwa.”

Z edukacji domowej do zwykłej szkoły

Jak pokazuje sytuacja mojej kolejnej rozmówczyni w serii „Edukacja – to dla mnie”, mamy czwórki dzieci Agnieszki Sieńkowskiej, wybory szkolne bywają zmieniane i wcale nie oznaczają zmiany na gorsze. Córka Agnieszki, która była w systemie edukacji domowej, postanowiła pójść do szkoły. Jak ta zmiana wpłynęła na rodziców? Czy okazała się słuszna i czy warto w takim przypadku iść za głosem dziecka?

„Coś straciłam. Było mi smutno”

Agnieszko, jesteś dla mnie bardzo – przepraszam za określenie – „ciekawym  przypadkiem”. Jak się czułaś, kiedy Danusia zrezygnowała z edukacji domowej i poszła do szkoły?

Danusia jest bardzo towarzyską osobą, kontakty z innymi ludźmi zdają się dodawać jej energii, lubi współpracować. Mimo naszych starań, by dawać dzieciom możliwość różnorodnych kontaktów, mimo wielu zajęć tzw. „dodatkowych”, na które chodziła kilka razy w tygodniu, brakowało jej takiego codziennego bycia w grupie innej niż rodzina. Bardzo chciała spróbować szkoły. Bez wielkiej euforii, ale daliśmy jej z mężem możliwość zrealizowania tego pragnienia, bo ważne jest dla nas, by dawać dzieciom poczucie, że są słyszane, a to, co nam o sobie mówią, ich zdanie, pomysły, potrzeby są brane pod uwagę.

A jak się wtedy czułam? Wiesz, byłam przez pewien czas smutna, tak jak bywam, kiedy coś się zmienia, kiedy coś tracę. Bo straciłam w pewien sposób życie, które z namysłem i miłością tworzyliśmy przez wiele lat i które bardzo lubiłam. Lubię mieć wszystkie dzieci w domu, w zasięgu głosu, lubię nasze rodzinne zwyczaje, spontaniczne wycieczki, późne śniadania, głośne czytanie, muzykowanie. To był więc moment, w którym różne rzeczy w naszej codzienności musiały się zmienić i nie wszystko z tych nowości mi się podobało. Ale nasza córka była szczęśliwa, cieszyła się każdym nowym doświadczeniem, a my powoli układaliśmy się z obecnością szkoły w naszym życiu.

Podporządkowaliśmy życie edukacji domowej

Z tego, co mówisz edukacja domowa chodziła wam po głowie od najmłodszych lat Danusi.

Tak. Wybraliśmy edukację domową dla naszej rodziny, gdy Danusia była jeszcze malutka. Ja jestem z wykształcenia polonistką. Przez prawie przez cały czas studiów myślałam, że będę uczyć języka polskiego w szkole. Zrobiłam wymagane na specjalizacji nauczycielskiej praktyki w kilku szkołach i wtedy zdecydowałam, że ta praca nie jest dla mnie. Owszem, potrafię dzielić się swoimi zainteresowaniami, wiedzą i umiejętnościami, ale nie umiem i nie lubię działać pod presją, ze świadomością, że wszystko, co robię jest oceniane i sama też muszę nieustannie oceniać moich uczniów.

Zaczęłam pracować jako autorka tekstów do gazet, instruktorka warsztatów teatralnych i autorskich warsztatów literackich. A z mężem – zwłaszcza gdy pojawiła się Danusia – powoli zaczęliśmy układać nasz styl życia, pracy zawodowej, miejsca zamieszkania właśnie pod edukację domową. Z tego pomysłu zrodziła się moja firma Pracownia Artystyczna Makowe Pole i wiele naszych wspólnych małżeńskich działań w lokalnej społeczności. Formalnie w edukacji domowej jako rodzina jesteśmy już 9 lat.

Przekonaliśmy się do zmiany

Teraz, z perspektywy czasu, możesz dokonać jasnej oceny: edukacja domowa jest lepsza, szkoła jest gorsza, lub na odwrót. Czy w ogóle możliwy jest taki jasny werdykt?

Kilka lat temu odkryłam, że w życiu wcale nie musi być „albo-albo”. Dotyczy to na przykład podziału obowiązków w małżeństwie, godzenia rodzicielstwa z pracą zawodową, wychowania dzieci. Zamiast podejścia „albo-albo” staram się szukać sposobów na to, żeby mieć w życiu „i to, i to”, jeśli rzeczywiście te dwie pozornie sprzeczne ze sobą jakości są dla mnie ważne.

Myślę, że edukację i różne sposoby jej realizowania można potraktować jak swego rodzaju paletę barw. Możemy sięgać po to, co w danym momencie najbardziej nam pasuje do obrazu życia, który chcemy tworzyć. Dla nas edukacja domowa pozostaje wyborem na pierwsze lata nauki, ale potem chcemy być otwarci na zmiany. Po wakacjach do Danusi w szkole dołączy nasz syn Janek. Pójdzie do 6. klasy. To również decyzja, która wypłynęła z jego ciekawości, chęci zdobycia nowych, tym razem szkolnych, doświadczeń.

Edukacja dzieci to edukacja całej rodziny

Jak definiujesz dziś edukację, mając tak szerokie doświadczenie?

Dla mnie edukacja to nadawanie życiu kolorów. Jest to proces długotrwały i złożony. Biorą w nim udział rodzina, przyjaciele i znajomi, instruktorzy zajęć, harcerze, trenerzy, animatorzy wspólnot. Także szkoła, jeśli dziecko chodzi do szkoły, a raczej wszyscy spotkani tam ludzie. Każdy, kogo spotykamy na swojej drodze, każde doświadczenie może zostawić ślad na naszym obrazie. Od nas zależy jakich spotkań, ludzi i doświadczeń będziemy chcieli dla siebie i dla swoich dzieci więcej, o jakie kolory dla naszego obrazu będziemy szczególnie zabiegać. Czasem może być tak, że pewne odcienie, których potrzebujemy przyniesie nam doświadczenie, którego sami w domu nie damy rady zainicjować. Muszę więc szukać poza sobą, poza tym, co jako mamie przychodzi mi naturalnie. Bo edukacja dzieci to w ogromnej mierze ciągła edukacja całej rodziny.

Agnieszka Sieńkowska – autorka książki „Szukam właściwych słów” i projektu dla mam i córek „Twórcze w relacji”, prowadzi warsztaty dla kobiet i nastolatek, żona Łukasza, mama czwórki.

Instagram Agnieszki Sieńkowskiej

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także