Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Sytuacje, w których to mężczyźni rezygnują z pracy, by zająć się domem i dziećmi, wciąż nie zdarzają się często. „Droga, jaką jest małżeństwo, z pewnością wiąże się z poświęceniami. Takie powołanie wybraliśmy. A poświęcenie planów zawodowych wydaje mi się niewielką rezygnacją w obliczu poszukiwania większego dobra” – mówi Jan Figat, absolwent robotyki, który postanowił wziąć na siebie obowiązki związane z domem i opieką nad dziećmi, by jego żona mogła pracować na uczelni. W rozmowie z Siewcą Ramona i Jan Figatowie, rodzice dwójki dzieci, prowadzący Fundację Jednym Sercem, opowiadają dlaczego zdecydowali się na taki krok i jakie owoce on przyniósł.
Nie chcieliśmy oddawać dzieci do żłobka
Joanna i Mirosław Haładyjowie: Sytuacja, w której to mężczyzna podejmuje się opieki nad domem, choć nie jest tak szokująca, jak jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, nadal pozostaje bardziej wyjątkiem, niż regułą. Co w waszej sytuacji zaważyło na tym, że to Janek został w domu, a Ty, Ramono, poszłaś do pracy? Czy ten układ jest dla Was rozwiązaniem długofalowym, czy bardziej rozwiązaniem tymczasowym?
Jan Figat: Na początku miałem zająć się głównie ewangelizacją. Ostatecznie zająłem się głównie dziećmi. Zrezygnowałem z różnych propozycji pracy, a w sytuacji zwiększających się obostrzeń pandemicznych, możliwości ewangelizacji bezpośredniej były ograniczone. Bóg uczył mnie wtedy cierpliwości i zajmowania się dzieckiem.
Ramona Figat: Ja kończyłam wtedy doktorat. Janek chciał, żebym miała możliwość dokończyć to, co zaczęłam. Nie chcieliśmy też oddawać dzieci do żłobka. Możliwość, by jedno z rodziców zostało z dziećmi, to swego rodzaju luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że do tej pory się nam udało.
Nauka cierpliwości i odpuszczania
Jak Janek na początku radził sobie z domowymi obowiązkami?
Jan: Cały czas się tego uczę.
Ramona: Na początku głównym celem Janka było przetrwać do mojego powrotu. I dostawałam SMS-y, czy na pewno już wracam do domu. Malutka Ania chciała do piersi i jej tata właściwie połowę mojej nieobecności nosił ją na rękach. Niczym innym nie mógł się zająć. Ostatecznie najlepszą opracowaną strategią na pierwsze miesiące było spędzenie kilku godzin na spacerze przy każdej pogodzie. Dzięki temu Ania przez pierwsze trzy lata swojego życia nie miała nawet małego kataru.
Oprócz domowych obowiązków, Janek ma na głowie dodatkowe zadania, ze względu na naszą działalność ewangelizacyjną. W ostatnich trzech latach, mimo że nie było możliwości ewangelizacji bezpośredniej, realizowaliśmy wiele projektów i kampanii online jako Fundacja Jednym Sercem, którą prowadzimy, i Wspólnota „Pocieszyciele Maryi”, której Janek jest liderem. Zwykle pracujemy nad tymi projektami w godzinach 22-24:00 i 4:00-6:00.
Ale często Janek, szczególnie na początku, próbował włączyć komputer i zrobić pilne zadania w ciągu dnia z dziećmi. Szybko się okazało, że dzieci w tym czasie wchodzą mu na głowę i roznoszą dom, bo chcą po prostu, by poświęcać im całą uwagę. I teraz główną zasadą jest to, że przy dzieciach nie ruszamy dodatkowych zadań „pozadomowych”, bo często i tak nie da się ich realizować, a powoduje to zwielokrotnione zmęczenie. Jest to nauka cierpliwości i odpuszczania.
Janku, co było dla Ciebie najtrudniejsze w tej sytuacji?
Miałem okazję doświadczać, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Cały czas badałem, czy decyzje, które podjęliśmy, były tymi najlepszymi. Z pewnością było mi łatwiej w związku z tym, że kiedyś moja mama zrezygnowała z dynamicznie rozwijającej się kariery, by zająć się mną i moimi braćmi, co w tamtych czasach spotykało się z wielkim niezrozumieniem społecznym. Teraz wydaje się, że społeczeństwo lepiej postrzega rodziców, którzy rezygnują z pracy, by zostać z dziećmi.
Pójście do pracy to relaks
Czy Wasze pociechy miały problem z zaakceptowaniem takiej sytuacji?
Ramona: Małe dzieci są bardzo związane z mamą. Szczególnie Ania miała trudności, gdy wróciłam do pracy. Miała zaledwie 8 miesięcy. Jednak w tej chwili radośnie machają do mnie, gdy wychodzę, i zaraz wracają do zabawy. A w sobotę, gdy to Janek wychodzi na cały dzień na uczelnię, machają wesoło do taty i bawią się ze mną.
Jakie pozytywy widzicie w takim rozkładzie obowiązków? Do tej pory „zamiana ról” była motywem wielu komedii, z których morał był taki, że praca w domu w niczym nie różni się od tej na etacie.
Jan: Niektóre osoby dają nam odpowiedź zwrotną, że widać u nas dobrą relację dzieci z ojcem. To wydaje się niezbyt częste w społeczeństwie.
Ramona: Mając dwójkę malutkich dzieci, które potrzebują intensywnej opieki rodziców, mamy przekonanie, że pójście do pracy to relaks, szczególnie dla mamy. Dzieci cały czas o coś proszą, czegoś potrzebują, chcą być wysłuchane, chcą, by się z nimi pobawić, poczytać, porysować. Właściwie, będąc w domu, często nie mam chwili spokoju. Dla mnie już samotny przejazd autobusem do pracy jest jak wyjazd na wczasy, gdy nagle nikt ode mnie nic nie chce i mogę zebrać myśli. Mam często wrażenie, że w pracy odpoczywam, mam do czynienia z dorosłymi ludźmi, ze studentami, wracam wyciszona.
Ostatnio miałam zainstalowany przez 24 godziny holter ciśnieniowy i okazało się, że podczas pracy ze studentami czy pracy naukowej, mam najniższe ciśnienie z całego dnia. Wracam z pracy i mam mnóstwo energii, by włączyć się w opiekę nad dziećmi i domem. Doceniam każdą chwilę spędzoną razem z Jankiem i dziećmi. Czasami mu zazdroszczę, że może tyle czasu spędzić z maluchami, ale ostatecznie cieszę się, że dzieci są z kimś, z kim jestem w jedności, kto realizuje nasz wspólny plan rodzicielski.
Skromnie, ale razem
Janku, czy taki układ odbierasz jako pewne wyrzeczenie, a może bardziej poświęcenie, na które musiałeś się zdobyć? Pytamy w kontekście ambicji zawodowych. Z Twoim wykształceniem, po robotyce, bez problemu znalazłbyś dobrze płatną pracę.
Jan: Droga, jaką jest małżeństwo, z pewnością wiąże się z poświęceniami. Takie powołanie wybraliśmy. A poświęcenie planów zawodowych wydaje się niewielką rezygnacją w obliczu poszukiwania większego dobra.
Ramona: Człowiek dojrzewa do tego, że poświęcenie i rezygnacja z siebie (ze swoich planów, kariery) daje szczęście. Nasz Pan, Jezus Chrystus, oddał za nas swoje życie. My, jakby naśladując Go, dajemy siebie w darze najpierw małżonkowi, potem dzieciom. I zauważamy, że daje to więcej radości niż sukcesy zawodowe czy materialne. Żyjemy skromnie, ale jesteśmy razem i jesteśmy szczęśliwi.
Św. Józef też zrezygnował ze swoich planów
Gdy rozmawiamy, zaczyna się maj, u progu którego mamy wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika. Kim jest dla was ten święty?
Jan: Św. Józef jest dla nas wzorem. Rezygnując ze swoich planów, podjął się skromnej posługi, mimo że nie wszystko rozumiał. Nie szukał bogactwa materialnego, ale pragnął wypełniać wolę Boga i to w sposób jak najdoskonalszy. Przyglądając się osobie św. Józefa, można zauważyć, że nie koncentrował się na sobie. Prowadził życie w cieniu Nazaretu. Św. Józef uczy nas zarówno daru z siebie, jak i kontemplacji Boga, która jest możliwa dla każdego.