Przejdź do treści

Zimowe wieczory w naszej rodzinie: bez telewizora, przy wspólnym stole

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Za każdym razem żegnając ciepłe dni, kiedy chowam do szaf letnie ubrania i buty, odczuwam lekkie ukłucie żalu, że przed nami perspektywa długich, zimnych, ciemnych miesięcy… Ale jest w tym wszystkim prawdziwa mądrość, bo jak czytamy w Księdze Koheleta, „wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3,1). Chodzi tylko o to, żeby z każdego czasu wyciągnąć coś dobrego.

Mądrość ludowa

Dawniej, kiedy ludzie żyli bliżej natury, dopasowywali się naturalnie do jej rytmu. Był czas intensywnej pracy, był czas odpoczynku. Późną jesienią i zimą, kiedy nie trzeba było już pracować w polu, spotykano się zwykle w kuchni, na różnych pracach sezonowych. Przy okazji był czas na opowieści, wspólny śpiew i rozmowy. Pisaliśmy już o tzw. „szarej godzinie”, kiedy cała rodzina spotkała się o zmierzchu, żeby wspólnie się modlić, rozmawiać lub po prostu pomilczeć. Mówiono też na tę godzinę „przedwieczerz”, czyli już nie dzień, ale jeszcze nie wieczór. Rodzina gromadziła się blisko pieca, przy ogniu, nie zapalając jeszcze światła, tak, żeby uchwycić ten moment przejścia dnia w noc. Był to czas modlitwy i skupienia.

Stół zamiast telewizora

Mam wrażenie, że dzisiaj wieczorami też się spotykamy… ale już nie wokół pieca, za to często przy telewizorze. Tylko że tu już nie ma miejsca na rozmowy, modlitwę, milczenie czy tworzenie relacji. W naszym domu świadomie zrezygnowaliśmy z tego dobrodziejstwa techniki. Zainwestowaliśmy za to w duży stół. Kiedy nadchodzą długie jesienno-zimowe wieczory, staje się on centrum naszego domu.

Czasami, kiedy proponuję dzieciom, żeby poczytać, porysować, poukładać puzzle nie ma chętnych, ale wystarczy, że wyciągnę kredki i usiądę przy stole. Od razu mam towarzystwo. Nagle okazuje się, że wszyscy są zainteresowani i wspólnie możemy zrobić figurki do teatrzyku cieni z trzylatką i prawie nastolatkiem. Czasami ktoś czyta nam na głos ciekawą książkę. Nieraz gramy w planszówki albo po prostu rozmawiamy. Do tego zimowa herbata, dobre ciastka i mamy gwarantowany pełen skład przy stole.

Lubię też kiedy w adwencie słuchamy muzyki, zapalamy świece na naszym wieńcu i przygotowujemy ozdoby na choinkę czy kartki świąteczne. Mamy wtedy poczucie wyjątkowości tego czasu. Nie ucieka nam między palcami, tylko przeżywamy go świadomie. To taka nasza „szara godzina”.

Nieidealnie, ale tworzymy relacje i wspomnienia

Żeby być szczerą, muszę przyznać, że nie zawsze jest jak na obrazku. Czasami ktoś się pokłóci, obrazi. Ktoś inny, korzystając z chwili nieuwagi, wyleje cały klej na podłogę. Często jest – jak to w dużej rodzinie – głośno i intensywnie. Ale mam świadomość, że tymi wieczorami tkamy wspomnienia o dobrym, ciepłym domu, gdzie siada się wspólnie przy stole. Pewnie prościej byłoby przegonić dzieci do swoich pokojów i mieć trochę spokoju, ale podejmujemy ten trud, bo to buduje relacje. A właśnie na nich najbardziej nam zależy.

„Wszystko ma swój czas” i każdy czas może przynosić dobre owoce, nawet ten niewdzięczny listopadowo-grudniowy. Może to dobre postanowienie na tegoroczny adwent?

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także