Przejdź do treści

“Kościół nie zrozumie siebie bez rodziny. Jan Paweł II to wiedział” [rozmowa]

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

“My mamy zanosić ludziom Jezusa. Nie w mądrych słowach, ale w konkretnym przykładzie życia naszej rodziny, w wyjściu im naprzeciw. Ludzie nie potrzebują kolejnych cytatów, ale potwierdzenia, że jest ktoś, kto faktycznie nimi żyje, dla kogo są one chlebem powszednim” – mówi w rozmowie z Siewcą ks. Przemysław Kwiatkowski, pomysłodawca, tłumacz i redaktor włosko-polskiej edycji dzieł zebranych Karola Wojtyły na temat ludzkiej miłości, małżeństwa i rodziny.

Jan Paweł II uczył się rodziny

Magdalena Prokop-Duchnowska: Nie bez przyczyny Jana Pawła II nazywa się papieżem rodziny. Dużo mówił o roli i wartości tej „instytucji”, ale też wzywał do tego, żeby ją ratować. Dlaczego była dla niego taka ważna?

Ks. Przemysław Kwiatkowski: Rocznica urodzin Jana Pawła II jest świetną okazją do rozmowy o jego spuściźnie, ale przypomina nam również, że papież – podobnie jak my – też się narodził: z miłości i historii konkretnych ludzi. To kim był i to, co po sobie zostawił zawdzięcza w dużej mierze właśnie temu, co sam wcześniej otrzymał – jako syn, brat, aż wreszcie jako kapłan. Prócz tego, że – tak jak każdy z nas – wychował się w rodzinie, od samego początku swojej kapłańskiej drogi, towarzyszył młodym małżeństwom. I to nie było wyłącznie duszpasterskie hobby. Przez doświadczenia różnych rodzin uczył się, czym ta małżeńska miłość naprawdę jest.

Nie da się ukryć, że to rodzinę uważał za najważniejszą drogę Kościoła i ludzkości. Dlatego postawił na nią wszystko i to właśnie w jej stronę skierował ogromną część słów, myśli, propozycji i rozwiązań. Papież zachęcał do ratowania rodziny, podkreślając przy tym, że tak naprawdę rodzina ratuje nas. Przecież wszystko co w życiu niesiemy, co otrzymaliśmy i co nas ukształtowało zawdzięczamy właśnie jej.

Zawdzięczamy albo i nie. Przecież siła rodziny może też być destruktywna…

To nie jest wina rodziny samej w sobie. Ona nie ma niszczycielskiego potencjału. Ale niedojrzałe przeżywanie miłości i relacji już tak. Wiadomo, że nienawiść i lęk burzą zamiast budować. Jednak robiąc dobry użytek z daru rodziny, możemy uczynić z niej prawdziwy skarb.

Budowanie domu wg Jana Pawła II

Jan Paweł II podkreślał, że godnego i spokojnego życia nie zapewnią naszym dzieciom żadne pieniądze ani rzeczy materialne, że może to zrobić tylko miłość między mamą i tatą. Jak więc my jako rodzice i małżonkowie możemy w praktyce i na co dzień tę naszą miłość, a więc i rodzinę – zgodnie z przesłaniem papieża – ratować?

Sługa Boży Jerzy Ciesielski – inżynier, wykładowca Politechniki Krakowskiej, a prywatnie – wieloletni przyjaciel Karola Wojtyły, zostawił po sobie zapiski, w których zawarł cenne rady dla małżonków. Zaznaczał, że głównym zadaniem męża jest uszczęśliwianie żony i odwrotnie. Że w małżeństwie warto postawić na rozmowę i zawalczyć o czas na bycie razem. Że trzeba wciąż doskonalić w sobie umiejętność słuchania i przebaczania. I że nie wolno zaniedbać nam drobnych, codziennych gestów czułości. Pisał też o tym, żeby nie komunikować się ze sobą wyłącznie na poziomie bieżących spraw i rzeczy do odhaczenia. Żeby być razem, pamiętać o drugim człowieku, słuchać i brać pod uwagę jego przeżycia. Innymi słowy: na różne sposoby pokazywać, że ta druga osoba jest dla nas ważna.

Papież, zwracając się do rodzin, wielokrotnie mówił chociażby o bezinteresowności, wspólnym klękaniu do modlitwy czy wymaganiu od siebie i innych. Gdyby chcieć stworzyć z tych wskazówek praktyczny poradnik dla rodzin, jakie najważniejsze punkty mogłyby się w nim znaleźć?

Takich poradników można by napisać naprawdę dużo. Weźmy chociażby miłość papieża do życia i to, jak potrafił docenić jego piękno – od poczęcia, aż do ostatnich dni. Czy można wyobrazić sobie lepszą lekcję życia pełnią? Idąc dalej: Jan Paweł II wskazywał jak budować „dom” – poczynając od fundamentu, a na dachu kończąc. Podkreślał przy tym, że najważniejsze w tej całej misternie wznoszonej konstrukcji są drzwi, które powinny otwierać się z dwóch stron. Tak żeby po pierwsze: ktoś mógł do nas zawsze wejść, a po drugie: żebyśmy nie przestali wychodzić do innych, by dzielić się swoją rodziną. Kolejna rzecz: teologia ciała. Papież niczego w kwestii seksualności nie poluzował ani nawet nie powiedział: „Spójrzmy na to inaczej!”. Rewolucja w podejściu Kościoła do ciała polegała tu na tym, że Jan Paweł II odkrył i pokazał odwieczny zamysł Boga wobec ludzkiej seksualności. I ta odsłonięta przez niego rewolucja nieustannie czeka, by wybuchać w życiu konkretnych ludzi.

Bez daru z siebie życie nie ma smaku

Powinniśmy sięgać po papieskie encykliki? Dla większości to nie jest łatwa lektura.

W Familiaris Consortio już sam spis treści może być czymś w rodzaju podręcznika. Oczywiście, że warto czytać takie rzeczy – chociażby każdego dnia po jednym zdaniu. Jak czegoś nie rozumiemy, to pytać, docierać do odpowiedzi. Z tej lektury każda rodzina może wziąć coś dla siebie. Nie istnieje coś takiego jak uniwersalny poradnik, bo każdy dom ma swój wyjątkowy dar, którym może dzielić się ze światem. A czytanie papieskiego nauczania też może nam pomóc ten nasz element mozaiki odkryć.

Dużo w nas dziś interesowności i tendencji do „przehandlowywania” różnych rzeczy. Tymczasem Jan Paweł II wzywa nas do czegoś przeciwnego – do bycia darem z samego siebie.

Mój śp. tata był człowiekiem bardzo oddanym rodzinie, ale dużo czasu poświęcał na pracę. Będąc młodym chłopakiem zdobyłem się na odwagę i wyznałem mu, że wolałbym, żeby zamiast tyle pracować, więcej z nami był. „Pamiętaj, w życiu nie ma nic za darmo” – usłyszałem w odpowiedzi. Miał przez to na myśli, że na wszystko musiał ciężko zapracować. Chciał mi powiedzieć, żebym i ja stanął na wysokości zadania i wziął się do roboty. Miał rację, ale jednocześnie dotarło do mnie, że najważniejsze rzeczy dostałem w życiu za darmo. Za darmo przyszedłem na świat i za darmo dorastałem. Gdyby nie dar z siebie naszych rodziców, nigdy nie pojawilibyśmy się na świecie. Bez daru z siebie nie byłoby miłości ani wiary. Bez niego życie nie miałoby smaku!

Kościół jest w rodzinie!

Co to znaczy, że rodzina ma być Kościołem domowym?

Powiem więcej: ona już nim jest! Gdzie żyje Kościół? W budynkach sakralnych i strukturach parafialnych? Czy raczej w rodzinach, które do tych świątyń przychodzą i te parafie tworzą? Mówimy, że dana diecezja liczy tyle i tyle osób. A tak naprawdę, ona składa się z konkretnych rodzin i domów. Kościół to osoby, które funkcjonują w rodzinach. Wszystkie powołania i charyzmaty mają swój początek w rodzinie. To stąd wynosimy pierwsze doświadczenie wiary. Jan Paweł II mówił, że jeszcze zanim zetkniemy się z katechezą, stykamy się z miłością w naszym domu. I to jest odbicie miłości samego Boga. Kościół nie zrozumie siebie bez rodziny.

Łatwo zamknąć się w obrębie instytucji, w schematach, odkładając na drugi plan budowanie relacji i przekazywanie wiary. Kościół żyje w rodzinach właśnie po to, by tak się nie działo.

Jesteśmy tabernakulum

Tymczasem wiele rodzin pochłonięte jest dziś własnymi sprawami do tego stopnia, że odcina i izoluje się od innych. Cierpią na tym przede wszystkim relacje – coraz więcej ludzi boryka się z samotnością. A papież mówił także o tym, że rodzina ma być szkołą człowieczeństwa i uspołecznienia i wzywał do otwarcia się na drugiego człowieka. Co robić, żeby tak było?

Nauczyć się owocnie przeżywać Eucharystię. Tam jest żywy Bóg i to na wyciągnięcie ręki. Bóg bliski, który za nas umarł, bo kocha nas jak oblubieniec oblubienicę, jak mąż żonę. Jeśli przyjmiemy tę prawdę głęboko do serca, zrozumiemy, że wychodząc z Mszy świętej, stajemy się tabernakulum, w którym przebywa sam Chrystus. Nie złotym ani drewnianym, ale żywym. Co więcej, wychodząc z Kościoła, zabieramy ze sobą samego Boga, stając się jednocześnie monstrancją, a to znaczy, że bierzemy udział w szczególnej procesji – do konkretnego człowieka.

Przyzwyczailiśmy się do tego, żeby myśleć, że Jezus wychodzi na ulicę raz do roku, w Boże Ciało. Tymczasem On idzie w nas, naszym małżeństwie i naszej rodzinie po każdej Eucharystii. Widać Go w naszych słowach i gestach, w sposobie, w jaki patrzymy na innych.

Tylu jest teraz ludzi niewierzących czy zrażonych do Kościoła. I to właśnie my mamy zanosić im Jezusa. Nie w mądrych słowach, ale w konkretnym przykładzie życia naszej rodziny, w wyjściu im naprzeciw. Ludzie nie potrzebują kolejnych cytatów, ale potwierdzenia, że jest ktoś, kto faktycznie nimi żyje, dla kogo są one chlebem powszednim.

Rodzino, uwierz w siebie

Które słowa Jana Pawła II jakoś szczególnie wyryły się w księdza sercu?

50 lat temu gdy kard. Wojtyła prowadził rekolekcje dla kurii rzymskiej, dla papieża Pawła VI, mówił: „Jest z wami Oblubieniec”. Chciał wtedy podkreślić, że Chrystus pokochał nas nad życie, a Jego miłość nie gaśnie. A mówił to w bardzo trudnym dla Kościoła czasie. Te słowa powtórzył jako papież jeszcze na spotkaniu z rodzinami, a potem w liście do nich. Rodziny potrzebują doświadczać takiego Boga, którego miłość nigdy – bez względu na okoliczności – nie słabnie i który w każdej sytuacji jest obecny gdzieś pomiędzy nimi.

Papieskim mottem dla współczesnej rodziny mogłoby być…

„Rodzino stań się tym, czym jesteś”. Masz w sobie prawdę i ogromny potencjał, a teraz to wydobądź. Nie bój się – niech złożone w tobie ziarno wreszcie zaowocuje. „Rodzino, uwierz, w to czym jesteś”. Czyli uwierz w swoje powołanie, zaufaj i postaw na nie wszystkie karty swojego życia.

Skrzywdzeni w centrum

Obserwuje ksiądz, żeby to, co dzieje się aktualnie wokół osoby papieża Polaka, wpływało negatywnie na szerzenie jego pontyfikatu oraz prawd i wskazówek, które dla nas zostawił?

Nie da się ukryć, że powstało zamieszanie, które wywołuje duży niepokój i różne reakcje obronne. Z nieprawdy nie wyrośnie nigdy żadne dobro. Z drugiej strony, w związku z tą sytuacją stają przed nami konkretne zadania. I nie chodzi tu wyłącznie o merytoryczną analizę, której zresztą zarzuty wobec Jana Pawła II, już poddano.

Chodzi również o jeszcze większe uwrażliwienie na osoby, które zostały skrzywdzone, także w Kościele. Ale też o nieustanne odkrywanie, co takiego ten człowiek, kapłan i prorok nam zostawił i jak możemy przełożyć to na swoje i innych życie. Jeśli nie znajdziemy sposobów, na to żeby się tym dzielić, kolejne pokolenia młodych nie poznają nauczania Jana Pawła II.

Jako rektor seminarium obserwuję, że kandydaci na kapłanów nauczania papieża Polaka nie znają. Nie tylko sam muszę się z tego powodu uderzyć w piersi, ale i znaleźć sposób, żeby – mówiąc za św. Piotrem – uzasadnić nadzieję, którą w sobie noszę, a w tym przypadku – prawdy Ewangelii, która jest przecież ponadczasowa.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także