Błogosławiony Paweł VI powiedział kiedyś, że wspólna modlitwa w rodzinie to budowanie Kościoła. Wprawdzie odbywa się ona przede wszystkim w sercu każdego z nas i jest niezwykle indywidualnym, wręcz intymnym momentem – jednak Jezus obiecał: „Gdzie są dwaj, albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Rodzina jako „domowy Kościół” to pierwsza szkoła modlitwy.
Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Modlitwa rodzinna – idealnie będzie w niebie
Tyle ze wzniosłych teorii. Moglibyśmy je zilustrować podręcznikowymi zdjęciami klęczącej rodziny ze złożonymi rękami i skupieniem na twarzy. Wiemy jednak dobrze, że gdy rzeczywistość skrzeczy, praktyka wcale nie zawsze wygląda jak w podręczniku do religii.
Chyba najważniejsze to… nie zrażać się. Nikt z nas nie jest doskonały i w rodzinnej, codziennej modlitwie nie chodzi o zaaranżowanie sceny jak w ewangelizacyjnym klipie wideo, tylko o stanięcie przed Bogiem, który nas zna. Widzi nasze trudności, tajemnice, zmęczenie, problemy i kryzysy. Chodzi o taką modlitwę, jaka wypływa z takich, a nie innych nas – a nie o taką, jakiej wzór mamy w głowie. O taką, której czasem się po prostu nie chce, na którą nie ma się siły, czasu, warunków. O taką, która wydaje się być cudem.
Nauka modlitwy – tylko przez praktykę
Żeby nauczyć się modlitwy, trzeba po prostu zacząć się modlić. Jeśli w rodzinie nie ma jeszcze nawyku wspólnej modlitwy, to trzeba zacząć właśnie dziś, teraz, jak najszybciej. Im wcześniej dzieci zobaczą, że ich rodzice, którzy do pewnego momentu są dla nich absolutnymi autorytetami i mocarzami, uginają kolana i kłaniają się Komuś Innemu… to ten Ktoś, to dopiero musi być Gość! A jeśli po autorytecie rodzicielskim zostało mgliste wspomnienie – niech latorośle zobaczą, że „starzy” są jacy są, ale potrafią pokazać, że nie są najważniejsi.
Zniechęceni? Ruszmy głową!
Każdy rodzic wie, że w rodzinnej codzienności ważne i pomocne są stałe punkty dnia, pewne rytuały. Na wspólną modlitwę warto mieć zaplanowane miejsce i czas, choć nie musi to być jakaś sztywna pora. Jednak np. nawyk zebrania się wszystkich przed obrazem lub krzyżem, dajmy na to, codziennie o 21:00, sprawia, że po jakimś czasie nie trzeba już o tym przypominać.
Praktyczną wskazówką dla zniechęconych może być propozycja czegoś w rodzaju dyżuru modlitewnego. Każdy z domowników może mieć za zadanie prowadzić (animować) modlitwę w danym tygodniu, zwoływać na nią, proponować formę, intencję. Warto też wprowadzić rotację wzajemnej intencji, tak żeby każdy modlił się co jakiś czas za kogoś innego.
Tego typu „mechanizmy”, jeśli wprowadzi się je na dłużej, pozwolą utrzymać nawyk modlitwy wtedy, gdy przyjdzie zmęczenie lub szczególnie trudny czas, choćby spowodowany kryzysami we wzajemnych relacjach. Wtedy wspólna modlitwa może ograniczyć się do jakiegoś minimum: znak krzyża, modlitwa z pacierza, chwila ciszy… cokolwiek, ale żeby była, codziennie, uparcie, jak pożywienie.