Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„To jest chyba najpiękniejszy moment po powrocie – nie liczenie pieniędzy, tylko refleksja nad tym, co wnieśliśmy do domów: ile radości daliśmy i jak Bóg przez nas działał. A zebrane środki przekazujemy do krajów misyjnych” – mówi s. Aneta Laszczak, serafitka, organizatorka kół misyjnych dzieci i koordynatorka Wolontariatu Misyjnego w diecezji bielsko-żywieckiej.
Kolędnicy misyjni wspierają dzieci
Agnieszka Dubiel: Tuż po Bożym Narodzeniu na ulice polskich miast i wsi wyruszają kolędnicy misyjni. Dlaczego misyjni? I czym się różnią od „zwykłych” kolędników, uświęconych wielowiekową tradycją?
S. Aneta Laszczak: W Polsce kolędnicy misyjni działają już od około czterdziestu lat, chociaż jest wiele miejscowości, gdzie nigdy ich jeszcze nie było. Można nas spotkać od 26 grudnia, czyli od Święta św. Szczepana, do 6 stycznia, do Uroczystości Objawienia Pańskiego, która jest Misyjnym Dniem Dziecka. Chodząc po domach jako kolędnicy nasze dzieciaki pomagają dzieciom z krajów misyjnych.
Wszystko zaczyna się już w listopadzie, gdy organizacja Papieskie Dzieła Misyjne Dzieci udostępnia scenariusz kolędowania. Ustalone jest też, kogo będziemy wspierać. Całe Papieskie Dzieła Misyjne mają jeden projekt w danym roku. Co roku jest to inny kraj czy jakieś konkretne dzieło. W tym roku wspieramy Papuę-Nową Gwineę. Pieniądze, które zbieramy, przeznaczane są na to, żeby raczej dać wędkę, choć czasem trzeba dać i rybę. Jednak priorytetem jest kształcenie, żeby dzieciaki z biednych krajów mogły potem sobie poradzić w życiu.
Śpiewają i odgrywają scenkę
Czyli dostajecie scenariusz i w drogę?
Najpierw oczywiście dzielimy się rolami. W każdej grupie zwykle jest pięć osób. Zawsze jest Matka Boża, Święty Józef, Anioł i dziecko z kraju, na który zbieramy środki. (Ono zawsze ma dużo do powiedzenia.) Jest też rola dziecka z Papieskich Dzieł Misyjnych Dzieci. Postacie są zatem stałe, poza dzieckiem z kraju, dla którego organizujemy pomoc. Dzieciaki uczą się swoich ról i zapamiętują kolędy.
W każdej grupce idzie pięć osób, a liczba grupek zależy od tego, jaka jest parafia, na ile jest zainteresowanie u dzieciaków i u rodziców. Z każdą grupką idzie też dorosły opiekun.
Wcześniej ogłaszamy w parafii, że taka impreza się odbędzie. Zwykle spotykamy się na mszy świętej przed południem. Ksiądz proboszcz zaprasza do ołtarza nas wszystkich, błogosławi nas i rozsyła na kolędę misyjną. Jesteśmy więc posłani przez Kościół, żeby w tej parafii nieść Dobrą Nowinę o przyjściu Zbawiciela.
Jako kolędnicy misyjni łączymy się też z papieżem. To są Papieskie Dzieła Misyjne. My w tym momencie jesteśmy tak naprawdę wysłannikami Ojca Świętego do naszego małego światka, w którym żyjemy. Zawsze mówię swoim podopiecznym: „nie byle komu pomagacie, jesteście prawą ręką samego papieża”. Mało która grupa ma papieża jako swojego bezpośredniego przełożonego.

U ludzi pojawiają się łzy
Jakie są wasze najciekawsze doświadczenia z chodzenia od drzwi do drzwi?
Czasem przychodzimy w miejsca, gdzie od kilkudziesięciu lat nikt kolędnika nie widział. Zdarzają się różne sytuacje. Ktoś uchyla drzwi z grzeczności, my zaczynamy śpiewać pierwszą zwrotkę kolędy, gospodarz nam wciska do skarbonki pieniądze i mówi: „A, to już nie śpiewajcie, nie śpiewajcie, idźcie sobie dalej, szkoda was”. My wtedy pytamy, czy możemy jednak przedstawić scenkę. I potem widzimy w oczach tego człowieka zdziwienie, że komuś się chce, że ktoś tyle zrobił.
Widzimy łzy, że ktoś ma inaczej na świecie. Bo te scenki dotykają problemów ludzi, którym akurat chcemy pomóc. I widzimy, jak człowiek topnieje i jak jego serce zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na nasze działanie. To już nie jest jakieś odbębnienie: dobra, przyszli z siostrą, trzeba wpuścić, wrzucić i niech sobie idą, szkoda, żeby marzli. I potem patrzę na dzieciaki, kiedy one widzą te łzy w oczach ludzi. Kiedy widzą, że nagle ktoś, kto tylko uchylał drzwi, otwiera je szeroko i prosi, żeby wejść do środka, bo ma gości. Już nie patrzy na dywany, że wszystko jest na wysoki połysk. Zaprasza, żebyśmy odegrali scenkę jeszcze raz. Piękna ewangelizacja.
Zdarzają się też momenty żartobliwe. Na przykład w jednej miejscowości nie wpuszczano nas w wielu miejscach, więc kolędnik zaczął wołać: „ziemniaki sprzedajemy, ziemniaki”. Ludzie pootwierali drzwi, żeby zobaczyć co za szaleniec sprzedaje ziemniaki w św. Szczepana. Zobaczyli kolędników i w ich sercach pojawiła się radość – choćby tyle.
Kolędnicy uczą się życia
Taka kolęda ma również swój wymiar wychowawczy, prawda?
Po kolędzie wracamy wszyscy w umówione miejsce. Każda grupa liczy zebrane pieniądze, spisujemy kwotę i przesyłamy ją do Papieskich Dzieł Misyjnych. Dzieci muszą zapomnieć o sobie. Pieniądze, które zbierają (czasami ogromne) nie są dla nich. Musza się tego uczyć.
Kolejnym bardzo ważnym momentem jest dzielenie się tym, co przeżyliśmy. To jest chyba najpiękniejszy moment po powrocie – nie liczenie pieniędzy, tylko refleksja nad tym, co wnieśliśmy do domów: ile radości daliśmy i jak Bóg przez nas działał.
Dzieci uczą się też dzielenia tym, co otrzymały. Dostają czasami jakieś słodycze. Potem siadają wspólnie i następuje wielka radość. Wszystko składamy w jednym miejscu i po kolei każdy może sobie coś zabrać. Wypracowujemy w dzieciakach cenną umiejętność: starają się nie brać najlepszego, żeby ten, który będzie ostatni, mógł zabrać to, co najlepsze. Czyli cały czas starają się myśleć o innych i żyć Ewangelią. Bo tak naprawdę, jako kolędnicy, nie idziemy po to, żeby zbierać pieniądze. Idziemy po to, żeby ogłosić ludziom, że Pan Jezus się narodził. Ogłosić, że są tacy, którzy Go jeszcze nie znają, a my chcemy Jezusa nieść także im.
Ten jeden dzień w roku mija. Wszyscy wracają do swoich zajęć. Co zostaje w ludziach, do których przychodzicie?
Radość ze spotkania, która odbija się echem jeszcze przez kolejne tygodnie, gdy ludzie dzielą się tą radością z innymi. To jest dla nas bardzo ważne, że przynieśliśmy Pana Boga do ich domów: czasami smutnych, w których jest mnóstwo cierpienia. Nagle przez łzy ci ludzie mówią nam: „dziękujemy wam, że przynieśliście nam radość”. To są przepiękne momenty.
Foto: episkopat.pl