Przejdź do treści

„Jesteś głupia”, „nie chcę takiej mamy” – o czym są takie słowa ze strony dziecka?

← Wróć do artykułów

Kiedy dziecko przychodzi na świat, pochylamy się z zachwytem nad małymi rączkami i stópkami. Z entuzjazmem witamy pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwszy krok. Dziecko dostaje cały zapas bezinteresownej miłości, jest częścią naszego serca. Staje się istotą tak bliską, że nasza relacja nie przypomina żadnej innej. Pewnie dlatego mocno przeżywamy, kiedy z ust naszego dziecka słyszymy emocjonalne: „jesteś głupia”, „nie chcę takiej mamy”, „już cię nie lubię”.

Czy jesteś dojrzałym dorosłym?

Nasza więź emocjonalna z dzieckiem jest silna, dlatego na tym poziomie, trudno jest nam przyjąć, kiedy słyszymy opryskliwy ton czy oskarżające słowa. Pytanie, na jaki grunt one padają. Dorosłego, który jest w stanie zatrzymać się i zauważyć, że te słowa nie są o nim i o jego relacji z dzieckiem? Czy może na grunt naszych zranień? 

Jeśli bardzo biorę sobie do serca, kiedy słyszę od kilkulatka „jesteś głupia”, to znaczy, że w jakiś sposób szukam potwierdzenia swojej wartości, jako mamy, u dziecka, czyli zupełnie nie tam, gdzie trzeba. Tymczasem trudne słowa, wypowiadane pod adresem mamy czy taty, wynikają raczej z niedojrzałości emocjonalnej naszej pociechy. Dziecko, wypowiadając takie słowa, potrzebuje stabilnego dorosłego, który będzie dla niego przewodnikiem w rozumieniu i wyrażaniu emocji. 

Jako dojrzały dorosły wiem, że dziecko wyraża swoje niezadowolenie, frustrację, tak jak na ten moment potrafi. Jeśli odmówię grania na telefonie, w jakiś sposób „narażam się” dziecku, które może dać temu upust nieprzyjemnym słowem. Ale w tej relacji ja decyduję, co na ten moment jest dobre, dlatego jestem w stanie „wytrzymać” to niezadowolenie, nawet jeśli jest wyrażone w trudny dla mnie sposób. „Jesteś głupia” nie jest o mnie. Jest o trudnych emocjach, z którymi dziecko nie potrafi sobie jeszcze poradzić.

Jak przeżywać trudne emocje dziecka?

Małe dziecko, które jeszcze nie mówi, czując niezadowolenie, będzie głośno płakać. Kiedy podrośnie, na słowo odmowy może uderzyć, ugryźć. Wtedy zatrzymujemy jego rączkę z komunikatem: „to boli”. Dziecko idzie więc dalej, skoro nie może bić, wyraża złość słowami, których znaczenia nie do końca pojmuje. Wiadomo, że mama jest najukochańsza na świecie, chyba, że wyłączy bajkę. Wtedy jest głupia i trzeba się od niej wyprowadzić. Ale nie jest to powód, żeby spełniać każdą zachciankę, bo nie chcemy, by dziecko czuło do nas złość. Jako rodzice, nie jesteśmy od tego, żeby dzieci były zawsze zadowolone. Mamy pomagać im radzić sobie ze stratą i frustracją, z którymi będą się spotykać na każdym etapie życia, a pozbawienie ich przeżywania trudnych emocji jest dla nich ogromną krzywdą.

Słowa mają moc

Warto jednak uczyć, że słowa mają moc – zwłaszcza dzieci już trochę starsze, z przedszkola i początku podstawówki. Kiedyś wykonałam z moimi dziećmi następujący eksperyment, który miał to obrazować: 

Wzięłam dwie czyste kartki. Powiedziałam, że każda kartka symbolizuje serce człowieka. Wzięłam pierwszą kartkę i zaczęłam mówić niemiłe słowa: „jesteś głupi”, „nic nie potrafisz”, „nikt cię nie lubi”, „jesteś brzydka”. Z każdym wyrażeniem zginałam kartkę, tak że na koniec była cała pognieciona. Zapytałam, czy można jakoś naprawić to, kiedy kogoś obrazimy. Dzieci zauważyły, że można powiedzieć „przepraszam”. Po tym słowie zaczęłam rozprostowywać pogniecioną kartkę. Kartka była wyprostowana, ale nie wyglądała już tak, jak na początku. Ta aktywność dobrze pokazuje, że słowa, które wypowiadamy zostają w czyimś sercu. Często powtarzam dzieciom, żeby mówiły słowa, za które nie będą musiały nikogo przepraszać.

Emocje nastolatków – jak reagować?

Gdyby w tym miejscu postawić kropkę, byłby to zasadniczo przekaz niosący nadzieję. Wystarczy towarzyszyć dziecku, uczyć je wyrażania swoich emocji, mechanizmów samoregulacji, a wtedy dojdziemy do zgodnego i harmonijnego życia rodzinnego. Tak pewnie byłoby łatwiej. Mam wrażenie, że kiedy w naszej pracy wychowawczej zaczynamy widzieć jakieś owoce i stabilizację na horyzoncie, z całą nieprzewidywalnością wchodzi okres dojrzewania, w którym nic nie jest tym, czym wydawało się, że jest. 

Myślę, że przyjmowanie trudnych słów od nastolatka jest jeszcze trudniejsze. Oto bowiem staje przed nami człowiek naszego wzrostu, który uparcie twierdzi, że nie jest już dzieckiem. Następnie prezentuje klasyczne zachowania z repertuaru buntu dwulatka. Zmysłami widzimy nasze dziecko, które zmienia się, także fizycznie, w dorosłego człowieka i tak też chce być traktowane. Mamy w związku z tym wobec niego większe oczekiwania i mniej wyrozumiałości niż do kilkulatka, który wpada w atak złości. 

Tym, co mi pomaga, jest wiedza – dobra, przewidywalna wiedza z zakresu neurobiologii i psychologii. A nauka nieubłaganie wskazuje, że w okresie nastoletnim próżno szukać przewidywalności i stabilizacji. Jest to okres nastawiony nie tyle na efekt, co na przetrwanie. To oczywiście nie znaczy, że mamy nie stawiać naszym nastolatkom wymagań.

Ostatnio, czytając książkę Karola Domagały o wymownym tytule „Nastolatek. Jak wychować i nie zwariować?”, natrafiłam na ważne dla mnie zdanie o tym, jak reagować na trudne komunikaty, które słyszymy od naszych nastoletnich dzieci. Autor sugeruje, żeby nie przywiązywać się emocjonalnie do ich słów. Nie odwoływać się też specjalnie do uczuć, mówiąc, że „to mnie rani”. Warto natomiast skupiać się na tym, o czym te słowa tak naprawdę są. A zwykle są złością wymierzoną w nakazy i ograniczenia. W końcu w życiu nie zawsze dostajemy to, czego byśmy chcieli. Aby zakończyć jednak pozytywnym akcentem, przytaczam słowa autora ww. książki, niosące nadzieję: 

Próba zrozumienia bowiem tego, co czasami (nastolatki) mówią, do niczego nie prowadzi. Przyjmijmy, że każdy człowiek przechodzi wiek dojrzewania, i że zazwyczaj w tym momencie sam siebie nie rozumie i nie rozumie tego, co mówi. A to, co mówi, może wcale nie oznaczać tego, co myśli i czuje.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także