Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Nie jestem zawodowym nauczycielem. Jestem rodzicem, który uczy swoje dzieci w trybie edukacji domowej. Dziś zdradzę ci prosty trik, dzięki któremu zaczniesz pomagać swoim dzieciom w nauce – i nikt, ani Ty, ani one – nie zorientuje się, że uprawiacie edukację w najlepszym wydaniu.
Siła prostych zasad
Kiedy moja rodzina przeszła na edukację domową, zrozumiałem, że jeśli mamy temu zadaniu podołać, to musimy uprościć wszystko, co się da. Zaczęliśmy od zasady, której ciekawą ilustrację znalazłem niedawno w książce Izabeli Antosiewicz pt. „TalenTY”.
Autorka opisuje historię chłopca żyjącego w USA, który miał problemy z nauką. Po latach okazało się, że cierpiał na dysleksję. Co gorsza, nigdy nie potrafił kończyć tego, co zaczął. Gdy pewnego dnia sąsiad zatrudnił go do pomalowania płotu, malec przerwał w połowie, a zadanie to dokończyła za niego mama.
Chłopiec miał na imię Steve i jego wielką pasją były fotografia i film. Matka mocno wspierała zainteresowania syna. Któregoś dnia kupiła mu nawet kilkadziesiąt puszek kompotu, żeby mógł nakręcić, jak eksplodują w piekarniku. Kim było to niesforne dziecko? Mało kto wie, że takie właśnie były początki kariery Stevena Spielberga.
Nie tylko skupianie się na mocnych stronach
Skupianie się na mocnych stronach i wspieranie ich – to jedna z podstawowych zasad, jakie przyjęliśmy, przechodząc na edukację domową.
Ale w tym artykule chciałbym ci opowiedzieć o innej, równie prostej zasadzie, którą możesz z powodzeniem zastosować u siebie, nawet jeśli twoje dzieci uczęszczają do tradycyjnej szkoły.
Udawaj głupszego niż jesteś
Trik, o którym wspomniałem na wstępie, jest równie stary jak prosty. Chodzi o zadawanie dziecku, zupełnie mimochodem, pytań, które na pierwszy rzut oka wyglądają na „głupie”. W tej zasadzie to dziecko staje się przez moment nauczycielem rodzica.
Przykład:
Idziesz z dzieckiem przez park. Podchodzicie do stawu, a tam, w wodzie, płynie „coś”. Zaczynasz zadawać pytania:
– To dżdżownica?
– Nie.
– A dlaczego?
– Bo ma inny kolor.
– Więc co to może być?
– Pijawka.
– Ona potrafi pływać?
– Tak.
– A czym oddycha pod wodą? Ma płuca?
– Nie ma.
– To może skrzela?
– Też nie ma.
– Więc co ma?
– Nic. Oddycha przez skórę.
– Dobre! A co by się stało, gdyby człowiek tak oddychał?
– Nie potrzebowałby ust.
– A jak wyglądałaby wizyta u lekarza?
– Lekarz powiedziałby „proszę zakaszleć” i…
– (śmiech)
Inny przykład: wędrujecie po lesie, lekko zbaczacie z kursu. Udajesz, że troszkę zabłądziliście. Zaczynacie przypominać sobie lekcje geografii i szukać sposobu na określenie kierunków świata. Prosisz dziecko o to, żeby stało się teraz waszym przewodnikiem.
Jeszcze inny przykład: oglądacie razem jakiś film historyczny. Nagle zauważasz, że choć akcja dzieje się w starożytnym Egipcie, w epoce brązu, aktorzy używają stalowych mieczy i innych narzędzi wykonanych z żelaza. Mówisz dziecku, że w tym filmie jest jakiś błąd. Pytasz, czy potrafi go znaleźć. Obiecujesz małą nagrodę, jeśli mu to się uda. Podpowiadasz, by zaczęło sprawdzać to, co widzi na ekranie i pytać samego siebie, czy ta rzecz mogła wtedy istnieć.
Ale to nie wszystko, co możesz zrobić dla swojego dziecka, by niepostrzeżenie pomagać mu w nauce.
Fantastyczna okazja do zrobienia aż trzech rzeczy
Co prawda zadania domowe mają zostać zniesione, ale myślę, że pomaganie dzieciom w nauce w domu, na przykład przed sprawdzianem – nadal będzie w wielu rodzinach czymś naturalnym.
I teraz najważniejsze. Ten moment, kiedy siadasz z dzieckiem przy biurku, żeby powtórzyć z nim jakiś materiał, temat, rozdział – to doskonała okazja do zaistnienia aż trzech rzeczy:
- do pomocy w nauce,
- do wzmocnienia w dziecku poczucia własnej wartości,
- do zacieśnienia z nim więzi.
Na początek musisz zadbać o atmosferę tego spotkania. Żadnych nerwów, żadnego spoglądania na zegarek, żadnego irytowania się, gdy widzisz, że dziecko czegoś nie rozumie. Zamiast tego – luźna rozmowa, herbatka, ciasteczko itp.
A potem daj dziecku szansę, by mogło przed tobą zabłysnąć. Dziw się wszystkiemu, co od niego usłyszysz. Zadawaj mu „głupie pytania”. Udawaj, że nie masz pojęcia, o czym do ciebie mówi. Zacznij na przykład tak:
– Jak miał na imię ten król, który jest na rysunku?
– Gunar.
– I naprawdę wszyscy się go bali?
– Tak.
– Ale czemu? Miał groźny wygląd?
– Bo napadał na inne kraje.
– Ale dlaczego?
– Chciał mieć dostęp do morza.
– Bo lubił pływać?
– Nie, żeby sprzedawać swoje zboże.
– Nad morzem? Turystom?
– Nie, chciał ładować je na statki i zawozić do innych krajów.
– Ale czemu chciał sprzedawać akurat zboże?
– Bo miał go więcej, niż można było zjeść.
– A dlaczego miał go tyle?
– Bo…
Taka rozmowa może trwać bez końca. Możesz wpleść w nią sporo humoru, czyli tego, co tak naprawdę po latach twoje dziecko z niej zapamięta. Bo choć niemal na 100% zapomni, kim był król Gunar, to przed oczyma będzie miało obraz mamy albo taty. Bezcenny obraz wypełniony serdecznym śmiechem i radością bycia razem.
Prosty sposób na podbudowanie poczucia wartości dziecka
Dzięki temu prostemu trikowi, jakim jest zadawanie „głupich pytań”, dziecko, które myśli, że nic nie umie, nagle zobaczy, jak wiele informacji już posiada. Oczywiście w pewnym momencie może się zaciąć i nie udzielić żadnej odpowiedzi. Wtedy możecie się nad nią zastanowić razem.
Na pewno widzisz już teraz, jak wspaniale takie podejście podbuduje poczucie wartości dziecka. Sam fakt, że doświadczy tego, że uczy własnego rodzica, że jest dla niego równorzędnym partnerem sprawi, że poczuje się ono naprawdę dumne z siebie i z tego, co robi.
Druga sprawa. Najlepszym sposobem nauczenia się czegoś jest uczenie kogoś innego. Dziecko, tłumacząc ci jakiś temat, odpowiadając na twoje „głupie pytania”, utrwali sobie skutecznie swoją wiedzę. To kolejna korzyść.
Ale najważniejsze jest w tym podejściu to, że możesz potraktować siedzenie nad książkami czy rozwiązywanie zadań jako pretekst do spędzenia paru chwil ze swoim dzieckiem. Te krótkie chwile to najlepsza inwestycja na przyszłość.
Bo przyszłość Twojego dziecka zaczyna się dziś.
Dziś o 13.47, kiedy wróci ze szkoły do domu.