Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
A gdyby tak mieć tabletkę, która wymazuje z twojej świadomości Jezusa i każdą sferę z nim związaną, a do tego wyjaławia sumienie niczym susza glebę? Jak w filmie „Matrix”. Do takiego pytania pchnęła mnie moja nastoletnia córka, która pewnego wieczoru, gdy oglądałam wyżej wspomniany film, przemknęła między kuchnią a swoim pokojem i rzuciła w próżnię: „Byłoby łatwiej gdybym była niewierząca…”
Tylko jak? Tylko dlaczego? No i łatwiej wcale nie znaczy lepiej. Średnio już skupiałam się na filmie, mając gdzieś z tyłu głowy sfrustrowaną wypowiedź Klaudii. Po końcowych napisach udałam się do jej pokoju.
– Skąd ta fascynacja ateizmem?- zapytałam wchodząc po uprzednim zakomunikowaniu wizyty pukaniem do drzwi mojej nastolatki.
– Ateiści mają luz. Nie muszą się starać, żyją jak chcą, robią co chcą i nie myślą jaki to będzie miało wpływ na ich wieczność – odparła.
Nawet kuszący jest taki punkt widzenia. Sama nieraz mam dzień, gdy „zcancelowałabym” wszystkie moje zasady. Rzuciłabym wszystko i wyjechałabym w Bieszczady. Dzień, gdy kłócąc się z mężem (czytaj dyskutując), zamiast ważyć każde słowo, by nie zranić zanadto mojej drugiej połowy, obrzuciłabym go kamieniami moich niepodważalnych racji. A już na pewno nie usłyszałby ode mnie słowa „przepraszam”, nie istniejącego w słowniku mojej urażonej dumy.
Co niedzielę zabierałabym rodzinkę na wycieczki po galeriach handlowych lub parkach rozrywki nie szukając w sieci pobliskich kościołów. Ależ wolność… A co piątek byłyby kotlety mielone – taka nowa tradycja. No bo ile można jeść te kluski z serem?
Na pewno zrekompensowałoby mi to trud, jaki podejmuję codziennie – trud pokory, trud miłosierdzia, trud służby drugiemu człowiekowi.
Jest tylko jedno „ale”. Znając Chrystusa i jego Ewangelię, nie da się żyć bez Niego. To jakby zrezygnować z jedzenia w restauracji z gwiazdką Michelin na rzecz fast foodu, albo naszyjnik z pereł zamienić na festynowy łańcuszek. To po prostu bez sensu.
– Chciałabyś niebieską tabletkę? – zapytałam.
– Rozmowy potrzebuję, a nie narkotyków – odpowiedziała.
Chwilę popatrzyłyśmy na siebie w milczeniu i wybuchłyśmy śmiechem. Wzrok moich dzieci zdradza czasami, że wątpią w moje zdrowie psychiczne.
– Pytam czy do Matrixa chcesz wrócić. Chodź młoda. Czeka nas seans filmowy i długa rozmowa.