Przejdź do treści

Felieton sytuacyjny: Dlaczego Bóg nie spełnia moich zachcianek?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Mając kilkoro dzieci, nigdy nie odważyłabym się wybrać któreś jako ulubione. Ale za to przechodząc kilka razy przez różne fazy rozwojowe, siłą rzeczy jedne lubię bardziej, a inne zdecydowanie mniej. Pierwsze kroki czy pierwsze słowa to oczywiście miód na serce, ale już bunt trzylatka to szkoła przetrwania.

Bunt trzylatka i nieczuła matka

Przychodzi taki dzień, gdy mam wrażenie, że ktoś podmienił mi dziecko. Z mojego słodkiego, uroczego aniołka wychodzi rozwrzeszczany… trzylatek, a każda sytuacja staje się jak najbardziej odpowiednią do nieokiełznanej histerii. Oczywiście, im większa widownia, tym głośniejszy występ. Miejsce nie jest istotne: kościół, dom cioci, sklep.

Sklepowe spazmy

A we wszystkich miejscach jeden refren: „Ale ja bardzo chcę!!!”. No i to bezcenne zaangażowanie obserwatorów… Uwielbiam panie ekspedientki, które tłumaczą mojemu rozdartemu dziecku, że jak przestanie płakać, to mamusia na pewno mu coś kupi. Szybko wyprowadzam je z błędu, odpowiadając: ”Nie, raczej nie kupi” i wywołując tym kolejną falę płaczu mojego „bąbelka”.

Ja wiem, że panie chcą dobrze (tak zakładam), albo po prostu pragną ciszy w pracy (co zrozumiałe), ale ja nie jestem za nagradzaniem niepożądanych zachowań, aby ich nie utrwalać. Tak więc nie widzę potrzeby nagradzania spazmów mojego dziecka. Raczej odwracam się i chowam za najbliższym regałem, czekając aż ma pociecha pozbiera się z posadzki i przyczłapie do mnie pociągając nosem. Na końcu takiej popisowej akcji zawsze słyszę niczym mantrę: „Ale ja bardzo chcę!!!”.

Mój matczyny rozwój

Taka mała dygresja: ta sytuacja, występująca analogicznie u każdego z moich dzieci w podobnym wieku, pokazuje moją macierzyńską metamorfozę. Przy dwóch pierwszych okazach reagowałam bardzo stresowo, przejmując się świadkami zdarzenia. W konsekwencji moje prywatne terrorystki dostawały, co chciały, a ja uciekałam z miejsca zdarzeń w popłochu.

Z czasem nabrałam pewności siebie i przy piątej histeryczce odstawiam scenę: „A co mnie to w ogóle obchodzi?”. Nie wzrusza mnie nawet polegiwanie w kałuży i tupanie nogami (no może trochę mnie wzrusza, ale jeśli główna aktorka jest bezpieczna, to za nic się do tego nie przyznam). OK – czas wrócić do istoty tematu.

Złośliwość, chytrość czy troska?

Jeśli moim dzieciom tak bardzo na czymś zależy, to dlaczego jako dobra matka nie zaspokajam ich potrzeb? Czy jest mi szkoda 3 złotych na jogurcik z drażetkami? Czy chcę się odegrać za niesprzątnięte zabawki? A może ukarać za złe zachowanie? Nic z tych rzeczy. Po prostu, jako matka, mam dar rozróżniania potrzeb od fanaberii. Jako dorosła, umiem ocenić konsekwencje zjedzenia całej czekolady przed obiadem. Nie mogę pozwolić na udostepnienie maluchowi niebezpiecznych przedmiotów, nawet jeśli nie rozumie, dlaczego, a bardzo chce.

Dorośli też mają swoje bunty

Osobiście też czasem przechodzę taki wewnętrzny bunt trzylatka. Bywa, że proszę Boga o coś, na czym mi zależy, ale nie zawsze Ojciec spełnia moje zachcianki. Czy rozumiem, dlaczego? Rzadko kiedy. Czy jest mi z tym dobrze? Nie bardzo. Ale ufam, że nie daje mi wszystkiego, co mi się wymyśli, dla mojego dobra. Bym była szczęśliwa i bezpieczna, a nie zadowolona przez chwilę.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także