Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Mój syn zadał mi ostatnio pytanie: „Czy jeśli Jezus jest Synem Bożym, a my jesteśmy dziećmi Bożymi, to znaczy, że jesteśmy spokrewnieni?”. Moja odpowiedź była dla niego nie lada odkryciem i uświadomiła mi, czego chcę dla moich dzieci w kwestii wiary.
Wychowanie do relacji – da się?
Jeśli my jako rodzice żyjemy pełnią życia, dlatego że jesteśmy w relacji z Jezusem, to tego samego chcemy dla naszych dzieci. Pytanie, czy da się wychować dzieci do relacji. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym większe mam wątpliwości.
Przynosząc dzieci do chrztu, zobowiązaliśmy się wychowywać je w wierze katolickiej. Myślę, że dość dobrze czujemy różnicę między katechezą (która jest ważna i potrzebna) a osobistym doświadczeniem wiary, które wynika z wyboru. Mam świadomość, że nasze maluchy, które dzisiaj uczymy znaku krzyża i pierwszych modlitw, kiedyś same dokonają wyboru. Zastanawiam się, czy można im jakoś pomóc.
„Bozia” zakazana
Nasz syn niedawno zapytał mnie: „Czy jeśli Jezus jest Synem Bożym, a my jesteśmy dziećmi Bożymi, to znaczy, że jesteśmy spokrewnieni?”. To było dla niego prawdziwe odkrycie! Pomyślałam, że tego chcę dla dzieci w kwestii wiary. Żeby wiedziały, jaka jest ich tożsamość, że są synami i córkami Króla. Żeby wiedziały, jaki jest Bóg. Że jest Tatą, do którego w każdej chwili mają dostęp i nie muszą zasługiwać na Jego miłość. Że nie ma takiej sprawy, z którą nie mogliby do Niego przyjść. Dlatego w naszym domu od początku jest Jezus, a nie „Bozia”, która patrzy i zapisuje nasze grzechy, żeby potem nas ukarać piekłem.
„Wychowałem się w rodzinie katolickiej”
W kręgach wspólnotowych mówi się, że właśnie tak zaczyna się większość świadectw. Tylko często okazuje się, że w tych katolickich rodzinach brakowało świadectwa. Nie oszukujmy się, dzieci nie kupią tego, że wiara jest ważna, jeśli nie zobaczą tego u nas. Gdy mówimy im, że idziemy na mszę spotkać się z Jezusem, a nasze życie sakramentalne leży w gruzach, jesteśmy po prostu nieprawdziwi. Przyjdzie taki moment, kiedy dzieci odniosą się do naszego stylu życia – pozytywnie lub negatywnie. Jeśli będzie w nas fałsz, na pewno to wyłapią i wypunktują.
Dzieci muszą same wybrać Boga
To, na czym nam zależy jako rodzicom, to żeby nie tworzyć wokół wiary atmosfery przymusu. Chcemy, żeby Pan Jezus był naturalnie obecny w naszej codzienności: podczas modlitwy przed posiłkiem, kiedy po prostu mówimy „Panie Jezu, jesteśmy głodni, dzięki, że mamy co jeść”. W czasie naszych rozmów, spacerów, dziękując, prosząc o pomoc w trudnościach. Nie tylko w niedziele, nie tylko od święta. Jeśli relacja z Bogiem jest naszym priorytetem, to wszystko inne jest jej podporządkowane i dzieci to widzą i w tym uczestniczą. Obserwujemy też, zwłaszcza u starszych dzieci, że wszelki przymus napotyka opór.
Nawet gdybyśmy chcieli, nie włożymy ich w naszą formę wiary czy pobożności. Muszą powoli kształtować swoją. Nie nawiążemy tej relacji za nie. Możemy mówić im o Bogu, dawać świadectwo naszym życiem, towarzyszyć im, odpowiadać na pytania, modlić się i pozwolić im wybrać.