Przejdź do treści

Żył podle, umarł godnie… Wspomnienie o moim Tacie

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Jak powinien wyglądać pogrzeb człowieka z marginesu społecznego? Czy – jako ktoś, kto całe życie krzywdził innych – powinien dostąpić przebaczenia?

Już na niego nie czekałyśmy

Środek tygodnia, może środa. Dzień troszkę inny od pozostałych, bo z przedszkola miał odebrać mnie tata. Nie pamiętam, żeby to często robił, ale tego dnia tak miało być, więc bardzo się cieszyłam. Zanim wróciliśmy do domu, poszliśmy jeszcze do szkoły po moją siostrę. Nie była zadowolona, wstydziła się, bo tata trochę bełkotał, dziwnie się zachowywał, a przesadzona woda kolońska nie dała rady zamaskować woni alkoholu. Dla mnie to nie było ważne. Ważne, że przyszedł. 

Gdy dotarliśmy do domu, tata posadził nas w kuchni i kazał obrać ziemniaki na obiad, żeby mama po powrocie z pracy się nie gniewała. On wyszedł, musiał coś załatwić. Chyba coś ważnego, bo z okna czwartego piętra widziałam, jak szybko oddala się z jakimś znajomym. Nie było go bardzo długo. Na tyle długo, że po kilku dniach mama wymieniła zamki i już na niego nie czekałyśmy. 

Muszę przyznać, że jest to jedno z mniej traumatycznych wspomnień związanych z moim ojcem. Nie mam w pamięci zbyt wielu anegdot z jego udziałem. Przeważnie po prostu był nieobecny. Sporadyczne wizyty kończyły się zawodem.

Jaki był mój Tata?

Gdybym miała powiedzieć, jaki był Waldemar Paliński, określiłabym go mianem: Dr Jekyll i Mr Hyde. Gdy był trzeźwy, starał się jakoś ogarnąć życie, ale nigdy nie dorósł do bycia ojcem, raczej został na poziomie wyluzowanego kolegi. Gdy jako nastolatka pojechałam go odwiedzić, proponował mi tatuaż, chciał podarować pierścień Atlantów. Zabierał mnie i moją siostrę na dyskotekę, gdzie był ochroniarzem. Zupełny luzik. 

Jednak gdy kontrolę nad jego życiem przejmował alkohol, stawał się potworem krzywdzącym fizycznie i psychicznie wszystkich stojących mu na drodze. Stawał się po prostu zły.

Gdy już przyszedł jego czas

Jako dorosła osoba prawie zupełnie się od niego odcięłam. Skupiłam się na własnej rodzinie. Pięć lat temu zadzwonił telefon. Ciocia poinformowała mnie, że z tatą jest bardzo źle, jest w szpitalu, jego wątroba ma dość. Po krótkiej konsultacji postanowiliśmy z mężem i siostrą, że trzeba jechać. Po co? Nie wiem, czułam, że powinniśmy.

Gdy zobaczyłam ojca w szpitalu, nie było tragedii. Chodził o własnych siłach, tryskał humorem. Cieszył się, że poznał w końcu mojego męża. Ja jednak nie mogłam skupić się na rozmowie, gdyż mój wzrok cały czas wędrował na jego palec ubrany w pierścień Atlantów. Wzięłam go na stronę.

„Tatuś, dasz mi ten pierścień?” – zapytałam. Wystraszył się. Tak naprawdę. „Miałabym dla Andrzeja” – skłamałam, pamiętając, jak chętnie kiedyś chciał mi go dać. „Tato, będę mieć coś po tobie” – dodałam.

Nie był przekonany, ale mi go dał, a ja ofiarowałam mu za to mój ulubiony różaniec. Wiedziałam, że go nie użyje, ale przyjął go jako pamiątkę ode mnie.

Po drodze do domu wywaliliśmy pierścień w szczerym polu (teraz wiem już, co robić z takimi przedmiotami, wtedy po prostu chciałam się go pozbyć). Noc po tym zdarzeniu była najgorszą w moim życiu. We śnie zapadła wokół mnie ciemność. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam oddychać. Usłyszałam tylko męski głos: „Jak śmiałaś mi się sprzeciwić?”. Jedyne, co przyszło mi do głowy to „Ojcze nasz, któryś jest w niebie…”. Obudziłam się, nabierając powietrza, jakbym wynurzała się z wody. Przez kolejne noce zasypiałam tylko z różańcem w ręku.

“Wybaczam Ci”…

Po kilku miesiącach kolejny telefon. Tata nieprzytomny w szpitalu. Znów krótka piłka: jedziemy. Gdy dotarłyśmy z siostrą do szpitala, tata żył, ale nie było z nim kontaktu. Lekarz stwierdził, że to kwestia godzin, może kilku dni. My miałyśmy jedno w głowie: ksiądz! Zadzwoniłyśmy do dyżurnego kapelana, z którym pomodliłyśmy się przy tacie. Dostał ostatnie namaszczenie i Bóg odpuścił mu grzechy. Na pożegnanie wyszeptałam mu: „Wybaczam Ci, możesz już odejść”. Chwilę po powrocie dostałyśmy wiadomość: Tata nie żyje.

Dzień pogrzebu był deszczowy. Z racji dystansu, całym pochówkiem zajęła się moja ciocia, której jestem wdzięczna. Nam zostało przyjechać na samą ceremonię pogrzebową. Ciepłe kazanie i dźwięki skrzypiec pozwoliły zapomnieć o mrocznej stronie ojca. Przeniosłyśmy z siostrą urnę na miejsce jego spoczynku, gdzie Andrzej zagrał utwór „Cisza” na trąbce.

Poczucie sprawiedliwości

Czy Waldek zasłużył na takie pożegnanie? Przecież ludzie doskonalsi od niego odchodzili w ciszy, tak jak ksiądz Pawlukiewicz, któremu pandemia odebrała prawo do hucznej ceremonii.

Czy po takim życiu nie powinien zostać zapomniany? Pozostawiony samemu sobie? Nie! Bo jeśli przestaniemy myśleć o nim jako o przemocowym alkoholiku, będziemy mogli zobaczyć w moim Tacie syna marnotrawnego godnego Bożego miłosierdzia.

Ja nie mogę go rozliczać. Jedyne, co mogę, to żal i pretensje zamienić na miłość i wdzięczność, bo choć to trudne, to co przeżyłam jako dziecko, pozwoliło mi się stać taką osobą, jaką jestem teraz. Mój tata zasłużył na godną śmierć i Boże miłosierdzie jak nikt, a raczej jak każdy na świecie.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także