Przejdź do treści

Trzy lata temu odeszła Alicja. Jej wypadek i śmierć obudziły mnóstwo ludzi do życia

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Alicja Mazurek, zwyczajna dziewczyna zaangażowana w lokalnej wspólnocie katolickiej, zmarła 29 grudnia 2019 r. w Święto Świętej Rodziny. Po nieszczęściu, jakie ją spotkało, działy się prawdziwe cuda. Przez historię swojego wypadku, choroby i śmierci przyprowadziła do Jezusa mnóstwo ludzi.

Cudu nie było?

Agnieszka Mazurek, mama Alicji, do końca wierzyła w cud uzdrowienia swojego jedynego dziecka. „Trzymałam się słów Pana Jezusa: Proście, a będzie wam dane” – opowiada.

Razem z całą rodziną o ten cud modliły się tysiące ludzi.

Gdy Ala odeszła, ogarnął mnie lęk. Bałam się, co ja im wszystkim teraz powiem: że Pan Bóg nas nie wysłuchał? Że cudu nie było? Przecież oni czekali na ten cud tak samo jak my. Wszyscy trzymaliśmy się kurczowo myśli, że Pan Bóg musi coś zrobić…

– wspomina Agnieszka.

Alicja była jedynaczką. Jej rodzice, Agnieszka i Wojtek, pamiętają ją jako roześmianą, trochę szaloną, odważną. Jak mówią, była piękna zewnętrznie i wewnętrznie. Jej marzeniem był dobry mąż i wielka rodzina.

Fot. archiwum prywatne

Stan krytyczny

19 lutego 2018 r. – to był dziwny poranek, bo nie pożegnałam się z Alą tak jak zwykle. Zawsze przed wyjściem, bardzo wcześnie rano, zaglądałam do jej pokoju, robiłam krzyżyk na czole, a ona przez sen, z zamkniętymi oczami, wykonywała ten sam znak krzyża w powietrzu. Tym razem było inaczej… Spieszyłam się. W ciągu dnia zadzwoniłam, czy przyjechać po nią do szkoły. Stwierdziła, że odwiezie ją kolega ze wspólnoty, który chce porozmawiać. Ala długo nie wracała do domu 

– wspomina Agnieszka. 

Martwili się, choć wiedzieli jak jest z Alicją – że na co dzień ciągle jej nie było. Zaczęły się telefony. Nie odbierała. Wojtek w pewnym momencie stwierdził: żeby tylko teraz nie przyszedł dzielnicowy… Dzielnicowy zgodnie z przewidywaniami wszedł do domu Mazurków kilka minut później. Powiedział o wypadku i o tym, że stan dziewczyny jest krytyczny.

Fot. archiwum prywatne

Czas łaski

Ala, choć po ludzku nie miała prawa, wypadek przeżyła. Kolega, z którym jechała, zginął na miejscu. 

Od samego początku kaplicę szpitalną okupowała młodzież. W tym szpitalu trwały na modlitwie za Alę setki ludzi. Kapelan, który tam pracował od 18 lat, stwierdził, że nigdy czegoś takiego nie widział. My byliśmy zwykłymi ludźmi, niczym się nie wyróżnialiśmy, a zaczęliśmy doświadczać tak wielkiego ogromu dobra i miłości od innych 

– wspomina Agnieszka.

Przez dwa lata Alicja przebywała w śpiączce. Ten czas przyniósł dla Agnieszki wiele cudów. Wokół ich rodziny cały czas było mnóstwo ludzi. Pomagali nieustannie. Zaczepiali na ulicy, mówiąc, że dzięki Ali po wielu latach wrócili do Pana Boga. Takich świadectw było mnóstwo. „W nas samych dokonała się wielka przemiana: we mnie, w moim mężu” – mówi Agnieszka.

Fot. Justyna Jarosińska

Rodzice jeździli z Alicją przeszło rok po różnych klinikach w Polsce. W pewnym momencie, korzystając z możliwości, postanowili dla swojego dziecka wybudować własny ośrodek rehabilitacyjny. 

To był cud, bo udało się tego dokonać w ciągu 11 miesięcy. Otworzyliśmy go uroczyście 15 grudnia 2019 r. Ala, choć nic tego nie zapowiadało, pożegnała nas 29 grudnia. Nie zdążyła z niego skorzystać 

– wspomina Agnieszka.

Akcja: “Wstawaj Alicja!”

Prawdziwe tłumy pojawiły się na pogrzebie Alicji – 31 grudnia 2019 r. Przybyło na niego mnóstwo ludzi, którzy nigdy nie znali dziewczyny.

Usłyszałam o tej historii w czasie Golgoty Młodych 2019. Pewna dziewczyna poprosiła nas ze sceny o nagranie wspólnego filmiku, na którym wszyscy krzyczymy „Wstawaj, Alicja!”.

Martyna znalazła potem w mediach społecznościowych grupę ludzi modlących się o uzdrowienie Alicji. Szczególnie ważny był dla niej pomysł odmawiania grupowej nowenny pompejańskiej. Modliła się w ten sposób przez 54 dni o potrzebne łaski dla Ali.

Zaledwie kilka dni po zakończeniu modlitwy Martyna zobaczyła na Facebooku informację o tym, że Ala umarła. „To był szok. Choć nie znałam osobiście ani jej, ani nikogo z jej bliskich, poczułam stratę. Od początku wiedziałam, że chcę jechać na pogrzeb” – wspomina Martyna.

Od dziesiątki do pompejanki

Kilka dni po pogrzebie, gdy wszystkim wydawało się, że prowadzony przez przyjaciół fanpage „Wstawaj Alicja”, będzie się naturalnie wyciszał, zaczęły się nagle pojawiać na nim komentarze.

„To nie były kondolencje, ale świadectwa nawróceń. Ludzie zaczęli opowiadać historie związane z Alą. Pisali o niej przyjaciele, znajomi i ludzie, którzy przed wypadkiem i śpiączką nic o niej nie słyszeli” – mówi siostra Estera Andrzejewska, bardzo blisko związana z rodzicami Alicji.

Jedną z osób, która podzieliła się świadectwem na grupie, był Paweł Korzeniowski. Gdy usłyszał o wypadku dwojga młodych ludzi i śmierci chłopaka, który był w jego wieku, najpierw się przestraszył, a potem poczuł ogromny smutek. „Pomyślałem, że chcę się pomodlić za nich, ale nie wiedziałem jak. Prosiłem Maryję, by mnie nauczyła. Pojawiła się myśl: zacząć od dziesiątka różańca” – wspomina Paweł.

Rok później, po okresie dzielnego wspierania akcji charytatywnych organizowanych przez różne grupy na rzecz Alicji, Paweł trafił na grupę modlitewną za jej zdrowie. Powtarzane z uporem “Zdrowaś Maryjo” dawało mu siłę i umocnienie.

Paweł, podobnie jak Martyna, włączył się w nowennę pompejańską. Modlitwa trwała do Wigilii. „Ala umarła w dzień Świętej Rodziny. Obudziła mnie jednak do jeszcze większej wiary, modlitwy i pragnienia relacji z Jezusem” – dzieli się Paweł.

Pierwsza rozmowa z Bogiem

Gdy Alicja miała wypadek, Karolina Basak przeżywała kryzys wiary.

W tamtym momencie zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Pamiętam noc po wypadku. Modliłam się jak nigdy wcześniej. Chciałam, żeby Ala przeżyła. Prosiłam o to Pana Boga całym swoim sercem. To była moja pierwsza prawdziwa rozmowa z Nim

– wspomina.

Karolina zaczęła często modlić się na różańcu. Gdy ktoś pytał o intencję, zawsze mówiła, że modli się za Alę. Wszystkie inne schodziły na dalszy plan. „Bo Alicja nie myślała o sobie. Ona chciała nieść pomoc innym. Sama była na końcu” – podkreśla Karolina.

Nic do stracenia

Swoje nawrócenie dzięki Alicji przeżył także Adrian, młody muzyk z Lublina. „Byłem zanurzony w grzechu, żyłem zupełnie bez Boga. W pewnym momencie moje życie stało się zupełnie nie do zniesienia” – wspomina chłopak.

Adrian przeżywał na tyle trudny czas, że chciał nawet odebrać sobie życie. Trafił w sieci na film, w którym Alicja wraz z koleżanką śpiewała piosenkę “Znów wędrujemy”. Zaczął czytać o dziewczynie, która miała wypadek, o jej życiu, o rodzicach, przyjaciołach. Widział piękną i szczęśliwą osobę oraz swoje nieszczęście, z którego chciał wyjść.

Gdy chłopak przeczytał wywiad z rodzicami Ali, którzy po śmierci jedynego dziecka nie załamali się, najpierw był zszokowany. „To było dla mnie strasznie dziwne, że oni nie obrazili się na Boga, a wręcz przeciwnie, zaczęli w Niego jeszcze bardziej wierzyć” – dzieli się Adrian.

Pomyślałem, że to jest sposób na szczęście – zacząć rozwijać się duchowo, jak Alicja. Pomyślałem, że to może coś zmienić w mojej codziennej szarości. Nie miałem nic do stracenia.

W najlepszych rękach

W dniu pogrzebu do Agnieszki, która modliła się o znak, że jej córka jest w niebie, podeszła nieznajoma siostra zakonna. „Dała mi obraz na drewnie, który namalowała w nocy. Była na nim Ala w objęciach Świętej Rodziny. To mnie zwaliło z nóg. Wręcz uniosłam się do Nieba” – wspomina ze wzruszeniem.

Obraz przedstawiający Alę w objęciach Świętej Rodziny wisi w domu Mazurków i przypomina im, że ich dziecko trafiło w najlepsze miejsce.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także