Przejdź do treści

Pigułka „dzień po” – jako rodzice mamy tu lekcje do odrobienia!

← Wróć do artykułów

W ostatnich tygodniach media dużo czasu poświęcają dyskusji na temat tzw. „pigułki dzień po”. Jak wiemy, Prezydent RP Andrzej Duda 29 marca zawetował nowelizację Prawa farmaceutycznego, bo projekt zmian zakładał dostępność tych tabletek bez recepty dla kobiet i dziewcząt od piętnastego roku życia. Jak zaznaczyła Kancelaria Prezydenta, decyzja byłaby inna, gdyby ustawa mówiła o dostępności tabletki dla pełnoletnich kobiet. Chciałabym zabrać w tej dyskusji głos jako mama nastolatek, doradca życia rodzinnego i instruktor naturalnych metod rozpoznawania płodności.

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Pigułka “dzień po” dla 15-latki jak zaproszenie do współżycia

Moja pierwsza myśl: Dlaczego te tabletki miałaby być dostępne dla dziewcząt od piętnastego roku życia? Zakładamy w ten sposób, że czymś normalnym jest, że piętnastolatki współżyją, a najgorszą sytuacją, jaka może je z tego powodu spotkać, jest poczęte dziecko. Dając nieletnim dostęp do tzw. antykoncepcji awaryjnej, dajemy im jasny sygnał: współżyj! Jeśli nie pomyślałaś o antykoncepcji (która nota bene jest na receptę i piętnastolatka MUSI być na wizycie z mamą!), to dajemy ci ostatnią szansę – weź pigułkę „dzień po”. Żeby ją kupić, nie będziesz już musiała pytać nikogo o zgodę.

Czyż to nie jest jasny sygnał dla młodych, że piętnaście lat to już czas najwyższy na współżycie? Czy to nie wygląda jak próba zdemoralizowania naszych córek? Synów swoją drogą też.

EllaOne dostępna jak tabletka przeciwbólowa?

Druga moja myśl: Piętnastolatki nie mogą kupić legalnie alkoholu, papierosów, napoju energetycznego, ale mogłyby bez jakichkolwiek problemów kupić tabletkę wczesnoporonną (choć media zaprzeczają, jakoby tabletka „dzień po” miała działanie wczesnoporonne, to ulotka amerykańska już nie – szerzej w dalszej części artykułu). Bez recepty, bez wiedzy rodziców, bez wywiadu lekarskiego. Zupełnie jak tabletki przeciwbólowe. A przecież te tabletki zawierają substancję zmieniającą gospodarkę hormonalną w organizmie! Coś, co nie jest dla nas obojętne. I to w dawce wielokrotnie przekraczającej tę naturalnie wydzielaną przez organizm. Ba! W dawce nawet wyższej niż w lekach stosowanych w leczeniu mięśniaków macicy. Na polskim rynku najpopularniejsza jest tabletka „ellaOne” zawierająca 30 mg octanu uliprystalu. Tymczasem w leczeniu mięśniaków macicy stosuje się tabletki zawierające 5 mg octanu uliprystalu raz na dobę przez okres 3 miesięcy.

Konsekwencje poniosą rodzice

Mamy zatem podstawowe niebezpieczeństwo – zażycie dużej dawki hormonów, które mogą wprowadzić poważne zaburzenia hormonalne w organizmie kobiety (tej bardzo młodej przede wszystkim). Mogą spowodować zaburzenia cyklu na wiele tygodni. Mogą spowodować obfite, przedłużające się krwawienia miesiączkowe lub wręcz odwrotnie – zatrzymanie miesiączki na kilka tygodni. 

Pamiętajmy, że ewentualne diagnozowanie czy leczenie tych zaburzeń byłoby obowiązkiem rodziców. To rodzice będą odpowiedzialni za to, by pójść z córką do lekarza, by wykupić niezbędne leki i przede wszystkim to oni będą podejmować decyzję o leczeniu – nadal decyzje o leczeniu (również operacyjnym) osoby nieletniej podejmują rodzice lub opiekunowie prawni. Tabletkę „dzień po” nieletnia mogłaby kupić bez zgody i wiedzy rodziców, ale już leczenie jej z ewentualnych powikłań spoczywałoby na rodzicach.

Dobre relacje eliminują problem pigułki “dzień po”!

Wyobraźmy sobie sytuację młodej, zagubionej dziewczyny, która „na wszelki wypadek” zażyje dwie, czy nawet trzy tabletki „dla pewności”. Albo, co gorsza, weźmie je bez powodu – ot, żeby spróbować. Doniesienia o różnych dziwnych pomysłach nastolatków i wszelkiego rodzaju „chellengach” powodują, że taki scenariusz wcale nie wydaje mi się niemożliwy.

I trzecia myśl, choć właściwie chyba od tego powinnam zacząć: Gdzie w tym wszystkim są relacje z nami – rodzicami? Jeśli nasze relacje w rodzinie byłyby dobre, córka czułaby się w naszym domu szczęśliwa, zaopiekowana, zawsze wysłuchana, czułaby wsparcie i wiedziałaby, że z każdym problemem może przyjść do nas, to niepotrzebne byłyby żadne środki antykoncepcyjne, żadne pigułki „dzień po”, czy inne „wynalazki”! 

Owszem. Bunt to normalny etap w życiu każdego nastolatka. Ci, którym do głowy by nie przyszło pójść z kimś do łóżka w ramach zaznaczenia swojej niezależności, odrębności i „dojrzałości” też przecież mają swoje sposoby, by nam – rodzicom – „zaleźć za skórę”. Farbowanie włosów, dziurawe dżinsy czy krzykliwy makijaż u wielu rodziców powodowały początkowo co najmniej lekki szok. 

Wiem… Nie możemy sprowadzać współżycia nastolatków li tylko do wyrazu buntu. Wiemy, że problem jest złożony. Ale śmiem twierdzić, że kiedy relacje takiego nastolatka z rodzicami są prawidłowe i – co chyba ważniejsze – relacje małżonków ze sobą są prawidłowe, to dzieci z takiego domu nie będą chciały uciekać w „podejrzane środowisko”, nie będą chciały nadmiernie zwracać na siebie uwagi i nie będą szukały miłości w ramionach chłopaka/mężczyzny, bo w domu tego nie doświadczyły. I tym powinniśmy się zająć przede wszystkim. Chcesz zmienić świat? Idź do swojego domu i kochaj swoją rodzinę.

Czym jest i jak działa pigułka „dzień po”?

Głównym składnikiem tej pigułki jest Octan uliprystalu. Stosowany jest on również w terapii mięśniaków macicy. Jest to związek działający silnie hormonalnie nie tylko miejscowo w macicy i wybiórczo na układ hormonalny, lecz także ogólnoustrojowo. W konsekwencji do najczęstszych powikłań należą: ból i zawroty głowy, zaburzenia nastroju i miesiączkowania, bóle mięśni, pleców, podbrzusza, zmęczenie, a także nudności i wymioty.

W sytuacji, gdy do wymiotów dojdzie do trzech godzin od zażycia pigułki, producenci zalecają przyjęcie kolejnej dawki, ponieważ nie ma pewności, czy substancja zdążyła się wchłonąć. To rodzi kolejne zagrożenie – nie wiadomo, ile substancji wchłonie się za pierwszym przyjęciem i jaka będzie tzw. dawka kumulacyjna czyli ostateczna ilość wchłoniętej substancji.

Lekarze na całym świecie alarmują o możliwych skutkach ubocznych tych pigułek. Czy w Polsce tak jest? Oprócz bagatelizowania tematu skutków ubocznych, główną uwagę kieruje się na wmawianie nam, że nie jest to środek wczesnoporonny. I rzeczywiście w ulotce – jej polskiej wersji – nie ma na ten temat słowa (Ulotka produktu ellaOne | Gdzie po lek), podczas, gdy już w wersji tej samej tabletki na rynek amerykański – taki zapis się znajduje (Ella: Uses, Taking, Side Effects, Warnings – Medicine.com – Akapit: How does ella work?). 

Jeśli do współżycia doszło w czasie owulacji, a tabletkę pacjentka przyjęła 5 dni po współżyciu (to maksymalny czas, do którego można tę tabletkę zażyć), to do poczęcia i tak doszło (mówimy o prawidłowych cyklach zdrowej kobiety), a pigułka w tej sytuacji zadziała wczesnoporonnie – zmieni środowisko wewnętrzne macicy na takie, które uniemożliwi zagnieżdżenie się dziecka. Jeśli do współżycia doszło w fazie poowulacyjnej (4. dnia po owulacji lub później), to branie takiej pigułki jest z punktu widzenia zaleceń do jej stosowania bez sensu. Jednak! Ktoś musiałby najpierw ponieść trud, wysiłek, by nauczyć młode dziewczyny obserwacji cyklu, a to – jak wiemy – nie jest na liście zadań do zrealizowania przez organy, które mogłyby w tej kwestii coś zmienić.

Mamy więc do odrobienia dużo lekcji, zwłaszcza jeżeli poświęcamy swoim dzieciom niewiele czasu i mamy mgliste pojęcie czym de facto one żyją.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także