Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Posłałam synka do żłobka i przedszkola z metodą Montessori, aby nauczyć go samodzielności i widzę ogromne efekty. Ale już do tego typu szkoły bym go nie puściła” – mówi Zuzanna Bukowska, entuzjastka szkolnictwa systemowego, mama Ignasia, nauczycielka śpiewu.
Wszystkiego w domu nie nauczymy
Karolina Guzik: Dlaczego wybrałaś dla swoich dzieci edukację publiczną?
Zuzanna Bukowska: Pomimo tego, że moi rodzice – nauczyciele – bardzo narzekają na polski system edukacji, ja i tak zdecydowałam się posłać synka do żłobka, a później zamierzam kontynuować z przedszkolem i szkołą. Dlaczego? Bo są osoby, takie jak moi rodzice, którzy pracują z powołania i zmieniają ten system. Pracują zgodnie ze swoim sumieniem i sercem pełnym miłości do dzieci. Myślę, że w placówce publicznej dziecko uczy się funkcjonować w społeczeństwie. Wszystkiego z podstawy programowej możemy nauczyć go w domu. Myślę jednak, że relacji z innymi dziećmi, budowania przyjaźni i rozwiązywania konfliktów z rówieśnikami, w domu nie nauczymy.
Z jakimi wyborami edukacyjnymi spotykasz się wśród znajomych?
Zauważyłam, że ludzie mają już trochę dość zwykłych, państwowych szkół, dlatego coraz popularniejsze stają się szkoły prywatne z różnymi specjalizacjami. Np. język angielski z native speakerem, zajęcia sportowe, taneczne, majsterkowanie, a także z różnymi metodami nauczania, np. Montessori.
Szkoła? Tylko publiczna
I co myślisz o tak dużym wyborze rodzajów szkół?
Myślę, że konkurencja to dobra rzecz, bo pobudza do kreatywności i działania. Duży wybór pozwala też każdemu odnaleźć coś dla siebie. Szkoda tylko, że prywatne szkoły są takie drogie. Plusem jest na pewno wychodzenie przez nie z szablonów i schematów, bo w końcu każdy z nas jest inny. Ja sama posłałam synka do żłobka i przedszkola z metodą Montessori, aby nauczyć go samodzielności i widzę ogromne efekty. Ale już do tego typu szkoły bym go nie puściła, ponieważ wiem, że później byłoby mu bardzo trudno odnaleźć się w systemie, w którym żyjemy i funkcjonujemy.
Co masz na myśli? Że po prostu nie odnajdzie się w świecie?
Tak. Świat nadaje nam pewne prawa i schematy, do których, chcąc nie chcąc, musimy się dostosować. Według mnie, szkoły alternatywne nie pomagają dzieciom odnaleźć się w tych prawach. My najwięcej inwestujemy w synka teraz, gdy do 6. roku życia chłonie wszystko jak gąbka. Dzięki temu później – w zwykłej szkole – będzie mu o wiele łatwiej zdobywać wiedzę i rozwijać się w tym, co lubi.
Dziękuję za rozmowę.
Od autorki: edukacja nas nie zbawi
Nie lubię wmawiania rodzicom, że tylko jedna droga edukacyjna jest dla ich dzieci dobra. Rozmawiając z rodzicami w ramach tej serii, coraz bardziej wierzę, że wybierają oni dla swoich dzieci jak najlepiej, uwzględniając cechy dziecka i swoją aktualną sytuację życiową.
Byłam pewna, jako młodziutka mama, że spróbujemy edukacji domowej. Dziś, kiedy nasze dzieci zaczynają przygodę z przedszkolem, jestem przekonana, że to dobry wybór, bo jest przemyślany i nasz. Czy zawsze tym wyborem będzie placówka? Być może nie. Może za pół roku coś się zmieni. Ważne, żeby z edukacji nie robić sprawy najważniejszej na świecie. Owszem, jest to istotny element rodzinnego życia. Ale też element, który ma być dla nas, a nie my dla niego. Myślę, że warto raz na jakiś czas usiąść i zastanowić się, czy decyzja, którą podjęliśmy, daje nam dobre owoce.