Przejdź do treści

Rodzina z „tylko” jednym dzieckiem. Kim jesteśmy, by oceniać?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Wielodzietność w katolickiej „bańce” bywa stawiana za wzór. Z kolei sytuacja, gdy w rodzinie jest jedno dziecko, bywa łączona z wygodnictwem rodziców. Tymczasem „jednodzietność” często nie jest wyborem.

Między młotem a kowadłem

W pracy instruktora Creighton Model System (głównego narzędzia naprotechnologii) spotykam głównie małżeństwa, które leczą się na niepłodność. Często czekają na swoje pierwsze dziecko od kilku do kilkunastu lat. Trudno było mi dzielić się z nimi wiadomością o moich kolejnych ciążach. Pamiętam, jak szukałam słów, by jednocześnie pokazać, że się cieszę, a z drugiej strony nie sprawić im przykrości. Nigdy nie pocieszałam ich słowami „Zobaczycie. Też się doczekacie swoich dzieci”, bo nie jestem Panem Bogiem, by to wiedzieć. Zawsze jednak dużo się modliłam przed każdym takim spotkaniem.

To doświadczenie pracy z małżeństwami niepłodnymi otworzyło mi oczy na pewien problem. Dobrze, że powoli obraz „wielodzietnych” w oczach społeczeństwa zmienia się na lepsze. Jednak rodziny z jednym dzieckiem są niejako między młotem a kowadłem. Z jednej strony mogą usłyszeć, że podjęli dobrą decyzję, decydując się na dziecko w „obecnych czasach”, a z drugiej mogą być piętnowani za posiadanie TYLKO jednego dziecka. Nie zawsze ich sytuacja wynika z podjętych decyzji. Nie wszystkie rodziny z jednym czy dwojgiem dzieci są wyrachowane i deklarują, że więcej dzieci absolutnie mieć nie chcą. Oczywiście znam kilka małżeństw, które mają takie podejście – jedno dziecko, które ma wszystkiego pod dostatkiem, bo to przecież najważniejsze – ale, mimo wszystko, nie oceniam.

Pewnie im tak wygodnie…

Z drugiej strony są wokół nas takie rodziny, które cieszą się niesamowicie z faktu, że mają chociaż to jedno dziecko – wyczekane, wymarzone, wytęsknione. Niestety niektórzy z tzw. „obserwatorów” wrzucają ich do jednego worka z tymi, którzy dzieci mieć nie chcą. Skąd to wiem? Od małżeństw, które prowadziłam w ciągu tych kilkunastu lat. Nierzadko słyszeli oni komentarze, że pewnie chcą się wybawić, dorobić, a później będą myśleć o dziecku. Albo że pewnie im tak wygodnie, mają dom, samochód, wakacje za granicą, więc dzieci mogłyby im w tym przeszkadzać. A oni, a właściwie częściej one – kobiety, płakały później w poduszkę albo w ogóle nie wychodziły z domu, unikały spotkań towarzyskich, odwracały głowy na widok dziecka w wózku na chodniku.

Abraham i Sara

Mamy znajomych, którzy przez to przeszli. Cieszą się naszą wielodzietnością, ale cieszą się również z faktu, że po latach starań zostali rodzicami cudownego synka lub córeczki i marzą skrycie, by to nie było ich jedyne dziecko.

Współczesnym mężom wcale nie jest daleko do starotestamentowego Abrahama, a kobietom do Sary. Cierpienie z powodu braku poczęcia dziecka jest od wieków to samo. Małżonkowie zadają sobie i Bogu pytania: „Dlaczego my? Czy nie zasługujemy na to, by być rodzicami?”. Nie oceniajmy więc małżonków z jednym dzieckiem. Nigdy nie wiemy, co kryje się w historii ich życia. Być może, zanim to dziecko przyszło na świat, doszło do wielu poronień, może jest adoptowane… Nie chodzimy w butach tych ludzi, a tak łatwo można kogoś niesłusznie osądzić.

Szok naszych dzieci

Pamiętam reakcje moich dzieci, które wracały z przedszkola lub szkoły i opowiadały ze zdziwieniem, że mają kolegę, który nie ma rodzeństwa. Były w kompletnym szoku. Wokół tyle rodzin z wieloma dziećmi. Nie mogli tego zrozumieć. Musieliśmy im to wytłumaczyć. Oczywiście nie robiliśmy im wykładów na temat niepłodności, ale na ich poziomie intelektualnym mówiliśmy, że to nie jest do końca tak, że te rodziny nie chciały mieć więcej dzieci. Poza tym nasze dzieci znały historie Abrahama i Sary z piosenki Arki Noego, więc łatwiej było nam się do tego odwołać.

Jeśli zatem jesteś rodzicem wielodzietnym, spójrz czasem z czułością, miłością i wyrozumiałością na tych, którzy mają tylko jedno dziecko.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także