Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Narzekanie potrafi sprawić, że jestem nie do wytrzymania jako żona i mama. Często łapię się na gderaniu, a kiedy spojrzę na swoje życie z pewnego dystansu, łatwo zauważam, że Bóg wręcz mnie rozpieszcza! Co mi pomaga w obiektywnym spojrzeniu na codzienność pełną błogosławionego rodzinnego chaosu?
Wolne dni i dzieci w domu
Jeśli jesteście rodziną wielodzietną albo taką, w której jest mniej dzieci, ale jednak są, to na pewno znacie te wszystkie żarty o zmianie czasu – że się wreszcie wyśpicie, a dzieci mówią na to: „nie sądzę”. Ale co tam zmiana czasu. Mamy to w każdy weekend i święta. Kiedy dzieci były mniejsze, dawały się jeszcze nabrać na to, że w piątek wieczorem muszą iść wcześnie spać, bo jutro trzeba wstać do przedszkola. Wiadomo – jak trzeba wstać do przedszkola albo szkoły, to śpią w najlepsze, a kiedy jest dzień wolny, to pobudkę w postaci skakania po łóżku rodziców mamy o 5:00.
Tak zwane wolne dni mają też to do siebie, że zazwyczaj my – rodzice – nie mamy tyle wolnego, co dzieci. Musimy nadrobić coś w pracy, ogarnąć dom, zakupy, pranie, wizytę u mechanika, porządki w garażu, ogródku itp. A dzieci właśnie wtedy mają dużo wolnego czasu i domagają się większej uwagi. Chcieliby pojeździć z nami na rowerze, pograć w piłkę, poskakać na trampolinie, pograć w planszówki czy zwyczajnie porozmawiać. Łatasz więc ten czas, żeby i praca była wykonana i dzieciaki zaopiekowane. Jednym słowem – ekwilibrystyka rodzinna, poziom: MISTRZ.
Po prostu: dzieci to szczęście
Piszę to wszystko, żeby się zatrzymać. Ileż to razy w takie dni przeganialiśmy z mężem dzieciaki, żeby poszły do siebie, bo „ja tu PRACUJĘ!”? Ile razy mówiliśmy: „zrobimy to jak mamusia/tatuś skończy pracować” i nie robiliśmy tego później? Ile razy niepotrzebnie krzyczeliśmy na dzieci? To taki mój swoisty rachunek sumienia. Dopada mnie szczególnie, gdy słyszę o jakiejś poważnej chorobie dziecka znajomych albo gdy spotykam kolejne małżeństwo, które od kilku lat stara się bezskutecznie o dziecko. Oni daliby wszystko albo naprawdę wiele, żeby być w naszej sytuacji. Żeby dzieci były zdrowe i „zawracały gitarę”. Nie pocieszam się cudzą krzywdą. Dociera do mnie po prostu, jakie mam szczęście, że mam to, co mam.
Wszystko mam i narzekam…
Wiele razy przyłapywałam samą siebie na tym, że zazdroszczę ludziom, którzy mogą wsiąść sobie razem w auto, samolot, czy choćby na rower i pojechać dokądkolwiek. Nie muszą pakować tony jedzenia, dwudziestu jeden par butów i miliona koszulek. Mogą spędzić wieczór we dwoje, bez planowania… A kiedy spotykam takich ludzi, oni mówią, jak bardzo zazdroszczą mi takiego chaosu, tego hałasu w domu, tego zabiegania, tego pakowania, gotowania i prania. Tej normalności, której nie mają. Robi mi się wtedy strasznie głupio. Mam wszystko, o czym marzyłam. Dużą rodzinę, męża, którego sobie wymodliłam – wszyscy zdrowi, dach nad głową, bez kredytu, mamy co jeść i jeszcze wystarcza nam na fajne wakacje – takie, jak lubimy. Na co ja narzekam?
Recepta na narzekanie? Spotykać ludzi!
Poznałam niedawno rodzinę z Ukrainy. Mieszkają we Francji. Są rodziną w misji. Przeżyli tyle, że można napisać scenariusz filmu. Płakałam, gdy opowiadali mi to wszystko. Doświadczyli śmierci najbliższych, przyjęli do swojego domu maleńką dziewczynkę po śmierci jej mamy. A mimo to mają w sobie tyle wdzięczności, miłości i radości, że mnie zawstydzili.
Muszę spotykać takich ludzi, żeby się zatrzymać i zastanowić nad swoim życiem. Ufam, że to Pan Bóg mnie ratuje w ten sposób przed moim gderaniem i użalaniem się nad sobą – że dzieciaki znowu przeziębione, że bałagan w domu, że pranie się z kosza wysypuje…. Spotykam takie rodziny, które po ludzku mają pod górkę, a mimo to zachowały swoją radość. Potrzeba mi tego, żeby nie stać się dla swoich najbliższych potworem. Pan Bóg daje mi szansę na zastanowienie i zmianę. A że jestem chyba z natury pesymistką, to często mi o tym przypomina. To działa na mnie jak kubeł zimnej wody.
Rodzinne zdjęcia to nie rzeczywistość
Kochani rodzice, jeśli jesteście już w takim dołku, że nie macie siły ogarniać tego swojego chaosu, a z Internetu śmieją się do was uśmiechnięte, zadbane rodziny w wysprzątanym na błysk domu, w czystych bielutkich koszulkach, wszyscy wyspani i uśmiechnięci, to wiedzcie, że był to tylko ten moment, w którym zostało zrobione zdjęcie. Wy też macie takie momenty kiedy pozujecie do zdjęcia. Poza tymi chwilami przed obiektywem jest normalna, może czasem szara rzeczywistość, którą ogarniacie. Dajecie radę!