Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
W rozpoznawaniu płodności liczą się emocje. Oczywiście nie tylko one. Ale już samo ich uporządkowanie potrafi zdziałać cuda. Wieloletnie doświadczenie instruktora naprotechnologii pokazuje mi, że pewna konkretna emocjonalna zmiana u małżonków, może sprawić, że płodność nie będzie powodem stresu i spełni swój cel – bez względu na to, czy odkładamy poczęcie, czy go chcemy.
Pierwsza strona medalu – gdy odkładamy poczęcie
Małżonkowie odkładający poczęcie często są zestresowani, bo być może źle coś zinterpretowali i uznali dzień niepłodny za płodny. Każde z tych małżeństw ma jakiś ważny powód, dla którego odkłada poczęcie. Nie jest rolą instruktora, by ten powód oceniać. Jednak odpowiedzialność, jaką czujemy, ucząc ich metody, jest spora.
Oczywiście robimy wszystko, co w naszej mocy, by jak najlepiej nauczyć małżonków obserwacji objawów śluzu, jednak to oni sami podejmują decyzję o współżyciu każdego konkretnego dnia. I tej odpowiedzialności nikt z nich nie zdejmie.
Wreszcie sami w hotelu
Być może wygląda to jak zupełnie pozbawione emocji wytyczne podręcznikowe, a tymczasem nie trudno się domyślić, ile uczuć temu towarzyszy. Moja instruktorka opowiadała mi o prowadzonych przez siebie małżonkach, którzy po raz pierwszy od dziesięciu lat zarezerwowali dla siebie hotel i chcieli spędzić weekend tylko we dwoje. Dotąd było to dla nich bardzo trudne, bo nikt nie chciał zostać z ich pięciorgiem dzieci na tak długo. W końcu udało się, ale dzień przed wyjazdem okazało się, że kobieta zaobserwowała u siebie śluz wskazujący na to, że zaczyna się czas płodny w jej cyklu. Było to dość nieoczekiwane, ponieważ wcześniej nie miesiączkowała z powodu karmienia piersią. Wszystko wskazywało na to, że będzie to pierwsza owulacja od dnia ostatniego porodu (wiemy, że pierwszą miesiączkę po porodzie poprzedza owulacja).
Nietrudno się domyślić, że para ta uczyła się metody, by na jakiś czas odłożyć poczęcie kolejnego dziecka. No i taka niespodzianka przed wyjazdem! Spotkali się ze swoją instruktorką, opowiedzieli jej o swoich obserwacjach i zapytali wprost: “Co mamy w tej sytuacji zrobić?”. Wiadomo, że liczyli na spokojne współżycie podczas tego wyjazdu, bez obaw, że za chwilę wejdzie jakiś maluch, że będą wreszcie mogli pobyć ze sobą bez pośpiechu i nocnego wstawania do płaczących dzieci. A tu śluz i czas płodny.
Cóż, to nie instruktor podejmuje decyzje za małżonków, ani nie sprawi, że w danej sytuacji zasady nie będą obowiązywały. Oni dobrze wiedzieli, że współżycie w czasie występowania śluzu może zaowocować poczęciem. Musieli skupić się na innych formach okazywania sobie czułości i bliskości. Udało się im i wrócili z tego weekendu pełni energii i mimo braku współżycia – bardzo zadowoleni.
Druga strona medalu – gdy chcemy poczęcia
Wydaje się, że z małżonkami, którzy „celują” w dni płodne, powinno być prościej. Ale… Nauczeni przez innych lekarzy, którzy wcześniej ich prowadzili, że współżycie ma być „na akord” – w konkretny dzień, o konkretnej godzinie – nie potrafią czasem myśleć o seksie, jak o okazywaniu sobie bliskości i miłości. Dla nich współżycie ogranicza się wyłącznie do poczęcia, nierzadko kojarzy im się z mechanicznym wręcz działaniem, nie daje im już radości.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie małżeństwa niepłodne, które prowadziłam, tak do tego podchodziły, ale zdecydowana większość – niestety tak. Naszą rolą w naprotechnologii jest przywrócenie im radości ze współżycia, a nie skupianie się na poczęciu. Pamiętam, gdy pod koniec ostatniego już spotkania z pewnym małżeństwem, zapytałam oboje z nich, jak oceniają swoje zadowolenie z metody (pytamy o to na każdym spotkaniu). Żona odpowiedziała, że jej zadowolenie jest bardzo wysokie, mąż natomiast, który wcześniej oscylował wokół średniej oceny, tym razem odpowiedział, że mniej niż bardzo niezadowolony. Zapytany o powód, odpowiedział: “Jak chcę, to nie mogę, jak nie chcę – to muszę”.
Okazało się, że żona w czasie niepłodnym w ogóle nie chciała z nim współżyć. Współżyli jedynie w dni płodne, których akurat u nich nie było zbyt wiele. Musieliśmy odrobić lekcję na temat dwóch wymiarów współżycia między małżonkami: poczęcie dziecka i tworzenie więzi ze współmałżonkiem. Pokutuje niestety jeszcze wśród par niepłodnych mit, że współżycie należy ograniczyć wyłącznie do dni płodnych. Oczywiście wtedy jest jedyna szansa na poczęcie, jednak najnowsze badania pokazują, że częste i regularne współżycie poprawia jakość nasienia.
Spontan, proszę państwa! Spontan!
Inne z małżeństw nie bardzo chciało w to wierzyć i podczas pierwszej wizyty u lekarza-naprotechnologa zapytało wprost: “Kiedy mamy współżyć? Niech nam pan wyznaczy konkretne dni, pokaże na karcie”. Lekarz ze swoim stoickim spokojem odpowiedział krótko i rzeczowo: “Spontanicznie”. Byli zszokowani. Dotąd wszyscy inni lekarze wyznaczali konkretne dni, w których „wolno im było” współżyć. I wtedy, choćby się paliło i waliło, małżonkowie współżyli, bo lekarz tak zalecił. To ich doprowadzało na skraj wyczerpania nerwowego.
Większość małżeństw, starających się o poczęcie, z ogromną ulgą przyjmuje zalecenia o spontanicznym współżyciu. Często stres, jaki z nich wtedy schodzi, brak skupiania się na samym współżyciu, sprawia, że jakość nasienia się poprawia. Nie jest to oczywiście złoty środek, który powoduje spektakularne efekty. Na pewno jednak jest to jeden z czynników, wskazywany przez samych zainteresowanych jako ten, który sprawia, że zupełnie inaczej, bardziej pozytywnie, podchodzą do leczenia niepłodności. I wielu z tych par udaje się w naturalny sposób począć dziecko.
Jeśli więc jesteście tym małżeństwem, które odkłada poczęcie – pamiętajcie, że są też inne sposoby okazywania sobie miłości i czułości, niż samo współżycie. Jeśli natomiast staracie się o poczęcie i od tygodni nie ma efektów – spróbujcie zapomnieć o czasie płodnym, niepłodnym i po prostu dajcie sobie więcej czasu na współżycie, niezależnie od fazy cyklu. Niech to będzie dla was radością, a nie koniecznością. Zobaczycie, że efekty mogą być zaskakujące.