Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Dzieci są z nami na jakiś czas, później zaczynają żyć swoim własnym życiem, wychodzą z domu i te najgłębsze relacje budują już z kimś innym. A my – małżonkowie – zostajemy. I może się okazać, że po opuszczeniu domu przez ostatnie dziecko żona nagle odkryje, że „po chałupie kręci się jakiś obcy chłop” (jak powiedział kiedyś nasz znajomy doradca życia rodzinnego Jacek Pulikowski).
Nie mogę się doczekać…
Bywa, że małżonkowie po wyjściu dzieci z domu przenoszą się do osobnych pokoi. Akurat się zwolniły. Co mają tak stać puste? Bo żona lubi długo wieczorem czytać, a mąż pooglądać mecz lub zagrać w jakąś grę komputerową. Żeby więc sobie nie przeszkadzać, zaczynają de facto żyć osobno. To częste scenariusze wśród małżeństw, które żyły wcześniej tylko sprawami dzieci.
Czasem żartem mówię do mojego męża, że nie mogę się doczekać, kiedy dzieci wyprowadzą się „na swoje”, bo wtedy będziemy mieli mnóstwo czasu dla siebie. Ale zanim do tego dojdzie, musimy zdać sobie sprawę z naszego tu i teraz. Z tego, że teraz i tutaj musimy budować naszą relację, nasze zaufanie do siebie, nasze wsparcie. Nie możemy czekać, aż będziemy sami, bo wtedy może być już za późno.
Niezauważany latami mąż nie będzie nagle chciał wyjeżdżać, wychodzić razem do kina, czy nawet zjeść wspólnego obiadu. Nie miał tego przez lata, to i teraz nie czuje już takiej potrzeby. A żona, dla której dotąd mąż był dostarczycielem pieniędzy na utrzymanie, a ona całą swoją energię kierowała na dzieci, nie będzie chciała brać udziału w życiu kogoś, kto latami emocjonalnie był jej daleki. Nie oszukujmy się.
Co robić, by być blisko?
Nie każdego stać, by wyjechać na weekend raz na dwa miesiące tylko we dwoje. Nie każdy ma z kim zostawić dzieci na czas nieobecności. Dzieci chorują, mieszkacie daleko od rodziców albo nie możecie lub nie chcecie na nich liczyć. Różnie bywa. Ale naprawdę każde małżeństwo jest w stanie wypracować swój własny model spędzania czasu tylko we dwoje. Idealnie byłoby odetchnąć gdzieś poza domem, np. w restauracji, gdzie ktoś poda ciepłą kolację i nie trzeba potem zmywać. To bywa niemożliwe, ale w domu też można okazać sobie miłość i pielęgnować bliskość.
Banalne rady – start!
Ostatnio specjalnie dla mojego męża kupiłam książkę amerykańskiego specjalisty w zakresie relacji damsko-męskich Marka Gungora pt. „125 niespodzianek, które sprawią radość twojej żonie”. Serio! Mężczyźni lubią jasne przekazy. Żeby mieć jednak jakąś niespodziankę, nie zaglądałam do środka. Lubię być zaskakiwana. Kupiłam też „9 małżeńskich porad, a każda warta milion dolarów” tego samego autora. Czytaliśmy sobie po jednej radzie co wieczór. A kto czytał choćby raz Gungora, ten wie, że czyta się go naprawdę lekko.
Czytając rady, myślałam, że Gungor po prostu zakpił sobie z czytelników. Wydawały się banalne. Pierwsza z nich brzmi „Bądźcie dla siebie mili”. Ha! To jest rada za milion dolarów? Serio? Ale słowo się rzekło – czytamy. I co można odkryć w tym rozdziale? Ano samą prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Z biegiem lat w małżeństwie zaczynamy po prostu być dla siebie niemili. Żona już rzadko wita męża z uśmiechem po powrocie z pracy. Częściej narzeka, jak to ciężko minął jej dzień i że w ogóle mąż to sobie w tej pracy wypoczął, spędził czas z dorosłymi, rozmawiał o czymś ciekawym, a ona w domu tylko zupki, kupki i mleko.
Często jest to pierwszy krok do bycia dla siebie niemiłym, bo przecież mąż musi się jakoś obronić. A gdzie te słodkie spojrzenia, słowa i gesty sprzed małżeństwa? Ktoś wam je zabrał siłą? Tak trudno starać się być miłym dla osoby, którą wybraliśmy na całe życie? Rozumiem zmęczenie, ale ono nie tłumaczy bycia niemiłym, czy nawet czasem chamskim.
Nie żyjemy w bańce
Rada numer dwa to „Bądźcie szczęśliwi”, trzecia: „Przebywajcie z ludźmi”, kolejna: „Bądźcie przygotowani na wszystko”. I przy tej ostatniej chciałabym się zatrzymać na dłużej. Sam Gungor stwierdza, że małżonkowie żyją czasem w jakiejś bańce i myślą, że nic złego, nieprzewidzianego ani przykrego ich nigdy nie spotka. Życie pisze jednak scenariusze, które pokazują, że trzeba być bardzo elastycznym.
Nasi dobrzy znajomi po miesiącu spędzonym na wakacjach we Włoszech zrobili dzieciom rutynowe badania, w tym USG brzucha. Okazało się, że jedno z dziećmi ma guza w jamie brzusznej. I życie tej rodziny w jednej chwili zmieniło się diametralnie. Mieli jakieś plany na weekendy, wyjazdy małżeńskie, ale trzeba je było zrewidować, by być z synem i pozostałymi dziećmi w tej trudnej sytuacji. Takie jest życie. Nie udawajmy, że jesteśmy w stanie przeżyć je bez burz.
Małżeństwo do bani? Oto przyczyna!
Kolejna rada to: „Bądźcie proaktywni”. O co chodzi? Gungor jasno mówi, powołując się na Pismo Święte:
Oto prawda, której wielu ludzi nie chce przyjąć do wiadomości: co człowiek zasiewa, to i zbierać będzie. Czy twoje małżeństwo jest do bani? Jest tak dlatego, że to co robisz jest do bani! Kropka! (…) Zaskakuje mnie to, jak niewielu ludzi dostrzega związek pomiędzy tym, co robią w życiu, a tym, co dostają w zamian
– pisze autor.
Kolejne rady są równie „banalne”. Nie będę (jak to teraz mówią młodzi) spoilerować. Warto do tej książki po prostu zajrzeć. Bo czy nie jest tak, że najprostsze rady są najlepsze?
Jak mamy naprawić swoje małżeństwo? Dbać o nie każdego dnia, być dla siebie miłymi, spędzać czas z przyjaciółmi, ze sobą nawzajem, liczyć się z trudnościami, być cierpliwymi… Przecież jeśli to wszystko zaistnieje w naszym małżeństwie, to nigdy nie poczujemy, że coś nam ucieka, że coś się wypaliło i skończyło.