Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Zamknij oczy i pomyśl na kogo chciał(a)byś wychować swoje dziecko? Nie, mnie nie chodzi o zawód! Profesję to twój potomek powinien wybrać sam. Pytam raczej o wartości (inaczej mówiąc – cnoty), jakim będzie hołdował. Widzisz wyraźnie? To świetnie, bo masz realny wpływ na kształtowanie jego charakteru.
Zacznijmy od słownika
Cnota to słowo o długiej historii. W starożytności [z greki areté] oznaczało pewną doskonałość, umiejętność godnego wypełniania obowiązków, wynikających z roli pełnionej w społeczeństwie. Dużo później, za sprawą Sokratesa, areté pojmowane było jako zaleta moralna, której może nauczyć się każdy. Za to Arystoteles spojrzał na to zagadnienie jeszcze inaczej. Według niego, sama wiedza nie przysporzy nam cnót, bowiem mądrość, męstwo, umiarkowanie i sprawiedliwość zdobywa się przez ćwiczenia (niekoniecznie te fizyczne, ale odnoszące się do wymienionych cech).
Na grunt chrześcijański pojęcie cnoty przeniósł (głównie) św. Tomasz z Akwinu. Połączył popularną definicję Cycerona („cnota jest sprawnością duszy, zgodną z naturą, miarą i rozumem”) z cnotami teologlanymi (przekazanymi od Boga, a opisanymi w Pierwszym Liście do Koryntian). A skoro jesteśmy w średniowieczu, to dodam jeszcze, że cny, czyli godzien czci, i cnota to jedne z najstarszych słów w języku polskim.
Wiedząc jednak, że cnoty należy doskonalić, zamknijmy te słowniki i przejdźmy do konkretów.
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi
Zostaliśmy obdarowani dziećmi. Obficie. Pan Bóg w pewnym sensie zaufał nam, że przyjmiemy je i ukochamy miłością na tyle mądrą, że nasze dzieci, w swej wolności, zechcą Go szukać.
Tendencja w dzisiejszych czasach jest następująca. Jeżeli przyjąć, że priorytetem rodziców jest przyprowadzić potomstwo do Boga, to powinniśmy zapisać dzieci na dodatkowe zajęcia katechetyczne (wiedzy nigdy za dużo). Przydałoby się wysyłać je na wakacyjne obozy rekolekcyjno-wypoczynkowe. Należałoby prostować ich ścieżki (chłopiec niech służy przy ołtarzu, a dziewczynka zasila swym śpiewem parafialną scholę) i usuwać kłody spod nóg (tj. dobierać im towarzystwo, lektury, muzykę). No i samemu nie spocząć na laurach! Szkolenia, warsztaty – przynajmniej raz na kwartał.
Tylko czy ów nurt mody nie wyniesie nas na manowce wiary? Nie sprawi, że wtłaczając dzieci w rolę poszukiwaczy Boga, przeoczymy rys ich indywidualności i zaniedbamy rozwój zalet, które przecież są odzwierciedleniem Stwórcy?!
(Obie strony tego medalu to obszar, który nazywamy kompetencjami rodzicielskimi, a na ich temat będzie mowa na naszym I Ogólnopolskim Kongresie „Wiara. Edukacja. Wychowanie”, który już 25 marca odbędzie się w naszej Szkole Siewcy w Luboniu. Temat to wzmocnienie kompetencji rodzicielskich. Serdecznie zapraszam!)
Mało tego, dobre cechy, w które uposażyła nas hojność Pana, mają czemuś służyć. Zatem naszym rodzicielskim zadaniem jest być blisko młodego człowieka. Podobnie jak Bóg jest zawsze przy nas, choć czasem się ukrywa.
„Jestem kapitanem, a ty… majtkami”
Moje bycie blisko dzieci jest akurat bardzo dosłowne – aktualnie z czwórką maluchów wiedziemy niespieszny żywot, polegający na obowiązkach domowych i czułostkach. I tak na przykład gotując obiad, ukradkiem przyglądam się, jak z nudą radzi sobie niespełna trzylatek, który niestrudzenie przestawia krzesła. Co jakiś czas wybucha szlochem – wtedy podchodzę udzielić mu pomocy. Wreszcie konstrukt jest gotowy. Synek przychodzi i uroczyście zaprasza:
– Patrz, zbudowałem statek! Pływam po morskich rzekach!
– Wspaniała zabawa! – zachwycam się.
– Chodź mamo! Ja jestem kapitanem, a ty majtkami! (sic!)
Cnoty wymagają stawiania granic
Towarzyszenie dziecku ma polegać na wytyczaniu mu granic, obserwacji jego predyspozycji i wzmacnianiu go w dobru. Aby wytyczyć pewien obszar, po którym nasz potomek będzie się bezpiecznie poruszał, musimy wiedzieć, jakie wartości są dla nas, rodziców, istotne i do czego w życiu dążymy.
Granice wytyczamy stosownie do wieku dziecka, pozostając czujnym na jego potrzeby, ale i na próby złamania zasad. Konsekwentne zauważanie dobrych poczynań, jak i nagannych postaw dziecka, jest ważnym procesem „szlifowania” jego cnót. Dodam jedynie, że obserwowanie dziecka, a zwłaszcza jego napominanie, powinno odbywać się w atmosferze:
- miłości, bo każdy ma prawo tak do bycia kochanym, jak do popełnia błędów;
- wiary w możliwości latorośli
- nadziei, że Bóg wspiera nas łaską.
Lepsza cnota w błocie niż niecnota w złocie
Jedna z naszych córek od najmłodszych lat przejawia skłonności dyktatorskie. Głos ma potężny i chętnie go używa od pierwszych chwil życia. A nade wszystko ma żal o to, że rodzice mogą rządzić, a ona nie! No jeszcze to nasze zdziwienie, kiedy jako czterolatka na kopy produkowała rysunki, których tematem przewodnim była… nie, nie księżniczka, ani kotek, ale złodziej o złośliwym wyrazie twarzy, ukrywający za plecami wór z klejnotami.
Wielkim wyzwaniem jest dla nas wygaszanie pewnej fascynacji złem i siłą, która jej towarzyszy. Staramy się przekierowywać jej uwagę na to, ile dobra potrafi wnieść w rodzinną rzeczywistość. Zlecamy proste zadania, w których jej umiejętności przywódcze znajdują zastosowanie (np. pokierować zabawą z młodszym rodzeństwem, czy dopilnować, żeby trzylatek ubrał się jak należy). To przekuwanie jej zachwytu siłą fizyczną na poważanie siły miłości jest mozołem całej rodziny. Ale mamy na koncie pierwsze małe zwycięstwa.
Dostrzegamy również ślady obecności Boga w niełatwej sytuacji:
– Mamo, kim była moja patronka? – pyta sześcioletnia podówczas córka.
– Św. Faustyna? Siostrą zakonną. Niełatwo było jej trafić do zakonu, wiesz? Była nieposłuszna tacie i uciekała na imprezy bez jego zgody – opowiadam.
– Ale fajnie! Co jeszcze?
– No i pisała pamiętnik…
– Serio?! – przerywa zachwycona dziewczynka – To ja też się nauczę pisać!
Od tej pory nie było przeszkód, by wiązać głoski z literami. Dodam jeszcze, że pani od rytmiki zasugerowała nam, by kształcić Faustynkę w śpiewaniu. Ten głos ma potencjał!
Polska cnota: każdemu otworzyć wrota
Gdy otworzymy Katechizm Kościoła Katolickiego na haśle cnota, czytamy:
Cnoty ludzkie są trwałymi dyspozycjami umysłu i woli, które regulują nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą. Można je zgrupować wokół czterech cnót kardynalnych: roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania.
(KKK 1834)
Cnoty moralne wzrastają przez wychowanie, świadome czyny i wytrwałość w wysiłku. Łaska Boża oczyszcza je i podnosi.
(KKK 1839)
Dalej przeczytamy jeszcze o cnotach teologalnych, którymi są wiara, nadzieja i miłość.
Ta wspaniała mądrość i dziedzictwo Kościoła jest naszym azymutem w wychowaniu dzieci. Nie dość, że uwzględnia wolność i indywidualność każdego z nich, to drogą pracy nad sobą, prowadzi do dojrzałości:
- w wierze w Boga i we własne możliwości;
- w miłości do bliźniego i miłości własnej;
- w umiejętności odmawiania sobie czegoś i odmawiania innym;
- a także w służbie, w mądrości itd.
Za to bliskość z dziećmi i uważność na ich cnoty (w znaczeniu zalet i predyspozycji, które są darami od Stwórcy) pomaga nam odkrywać Boże niejednorodne, fascynujące plany wobec każdego człowieka. Ta bliskość i uważność uciera nam nosa, gdy wychylamy się z naszymi projekcjami na życie. Otwiera na Bożą rzeczywistość i pomaga przejść od słów o pięknym wychowaniu do czynów.