Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
“Obcowanie z muzyką poprawia koncentrację uwagi oraz pamięć, jednocześnie relaksuje i bawi, bądź wzrusza. No i z pewnością rozwija kreatywne myślenie. Słowem, pobudza wszechstronny rozwój małego człowieka. A dodatkowo wycisza emocje nas, dorosłych” – mówi Anna Wilczyńska, artystka wrocławskiego Narodowego Forum Muzyki, prowadząca warsztaty śpiewania kołysanek w ramach akcji „Pośpiewaj mi mamo, pośpiewaj mi tato”.
Śpiewanie tworzy relację
Wanda Mokrzycka: Dziś Wrocław, jutro Ostrów Wielkopolski, a być może i Warszawa – przemierzasz setki kilometrów, aby uczyć rodziców śpiewania kołysanek. Czy to nie zakrawa na szaleństwo? Nie wygodniej byłoby tobie – artystce Narodowego Forum Muzyki, skupić się na koncertowaniu?
Anna Wilczyńska: Wszystko zaczęło się w sercu dyrektora NFM, pana Andrzeja Kosendiaka, któremu urodziły się wnuczki. Razem z żoną śpiewali maleńkim dziewczynkom kołysanki. Pan dyrektor poczuł, że to nucenie jest najprostszym sposobem nawiązywania bliskości, a zarazem tworzenia muzyki. Taki śpiew nie wymaga szczególnych umiejętności, ani żadnego sprzętu muzycznego. Dyrektor wymyślił więc akcję „Pośpiewaj mi mamo, pośpiewaj mi tato” i zaprosił do jej realizacji chórzystów (wtedy jeszcze Filharmonii Wrocławskiej). Naszym zadaniem było uczyć rodziców śpiewania kołysanek. Zaczęliśmy prowadzić warsztaty w szkołach rodzenia i w kilku wrocławskich szpitalach, na oddziałach patologii ciąży oraz noworodków.
Nasza misja trwa od trzynastu lat. Jeździmy wszędzie, gdzie nas zaproszą, by śpiewać z rodzicami, a oni wracają do domów i „odrabiają zadanie” – tuląc swe dzieci, śpiewają.
Czyli warto nucić już dzieciątku pod sercem?
Tak! W tym myśleniu pan dyrektor podąża za Zoltánem Kodályem, węgierskim kompozytorem oraz pedagogiem muzyki, który powiedział, że warto zacząć śpiewać zanim dziecko się urodzi, a właściwie zanim narodzi się matka. Propagujemy coś, co robiły nasze babcie, co jest takie proste i naturalne w byciu z maluchem.
Wczoraj, jadąc na koncert, słuchałam radia w samochodzie. Podano tam ciekawą informację o wyniku merytorycznych i bardzo szczegółowych badań Japończyków nad przebywaniem człowieka w lesie. Otóż spacer po lesie jest zbawienny nie tylko dla psychiki człowieka, ale i jego ciała, bo już na poziomie komórkowym zachodzi mnóstwo służących zdrowiu reakcji! Czyli ludzkość zatoczyła swego rodzaju koło cywilizacyjne: wyszła z lasu, stworzyła miasta, pojazdy, poleciała w kosmos i… doszła do wniosku, że w lesie jest swoisty makro i mikrokosmos, i że grzebanie w pniu drzewa oznacza fascynujące odkrycia! Zmierzam do tego, że podobnie jest z prostymi, codziennymi czynnościami. Rodzice lepią z dziećmi pierożki, razem siadają do stołu, by zjeść, śpiewają im – kiedy ROBI SIĘ TO RAZEM nawiązuje się relacja i tworzy nić porozumienia między pokoleniami.
Niepowtarzalna poetyka kołysanek
Jakie są profity ze śpiewania dzieciom?
Generalnie kontakt z muzyką uczy harmonii i wpływa na wrażliwość dziecka, a więc pomaga w kształtowaniu jego charakteru. Prócz tego muzyka zwiększa integrację różnych typów inteligencji – przestrzennej, kinestetycznej, matematycznej, emocjonalnej, językowej (bo chociażby poszerza zasób słownictwa), czy interpersonalnej, bo pomaga w komunikowaniu uczuć i emocji. Obcowanie z muzyką poprawia koncentrację uwagi oraz pamięć, jednocześnie relaksuje i bawi, bądź wzrusza. No i z pewnością rozwija kreatywne myślenie. Słowem, pobudza wszechstronny rozwój małego człowieka.
Muzyka pomaga też nam – dorosłym – zrozumieć i wyrazić siebie. Warto zauważyć, że śpiew wycisza nasze nerwy i emocje. W jaki sposób? Śpiewając, musimy brać spokojny wdech i razem z muzyką wolno wydychać powietrze. Nie da się przy tym procesie denerwować.
Kołysanki mają swoistą poetykę. Jak możemy ją scharakteryzować? Co ją wyróżnia?
Oj, kołysanki są bardzo różne. Profesor Sandra Trehub, kanadyjska badaczka, wędrowała przez świat obserwując życie różnych plemion. Wszędzie śpiewano dzieciom kołysanki. Wszędzie dla kołysanki jest zarezerwowana bardzo niska rozpiętość głosowa i ogromna powtarzalność tematów melodycznych i rytmicznych. Ze śpiewem wiąże się ruch: wahadłowy lub kołyszący. Dużo jest takiego ciepłego mruczenia, które uspokaja. To generalne spostrzeżenia.
Natomiast w piosenkach, które my proponujemy, teksty są bardzo różne. Na przykład uczymy śpiewać kołysankę „Jadą, jadą dzieci drogą” do słów Marii Konopnickiej. Dyrektorowi Kosendiakowi śpiewała ją babcia. Tekst jest wierszem, a więc ma pewien przebieg, historyjkę, ale i delikatną, powtarzającą się melodię. W repertuarze mamy także piosenki bliższe wyliczankom.
Płyta nie przytuli!
Czy zamiast angażować zmęczonych rodziców, nie lepiej puszczać dzieciom Mozarta? Albo chociaż nagrać własne demo i odtwarzać je w czasie zasypiania dzieci, zyskując czas dla siebie?
Ależ oczywiście, że warto słuchać Mozarta! Jednak bliskość, która nawiązuje się między śpiewającym rodzicem a dzieckiem, jest bezcenna! Nasz dyrektor jasno powiedział, że jemu nie chodzi o to, żeby wręczyć kolejną płytę rodzicom i żeby oni, włączywszy ją, poczuli się zwolnieni ze śpiewania, ale o to, żeby dorośli stali się aktywnymi uczestnikami i twórcami tego, co robią, jak to robią i dla kogo to robią. Płyta, choćby z najwspanialszym wykonaniem, jest kawałkiem materiału. Nie weźmie malca na ręce, nie da mu ciepła, które maluch czuje, przytulając się do naszego ciała! Żadne z nagrań nie da całusa, nie uśmiechnie się i w tym jest sęk! Owszem, płyta projektu „Pośpiewaj mi mamo, pośpiewaj mi tato” pojawiła się, cieszy się dobrymi recenzjami, ale została stworzona po to, by wspierać samodzielne działanie rodziców. A my w kontaktach z rodzicami cały czas trzymamy się warsztatów.
A co, jeśli rodzic nie potrafi śpiewać?
Warto to robić! Mimo wszystko! Tu chodzi o to utulenie i choćby mruczenie, które zaowocuje wspólnymi wspomnieniami, poczuciem wzajemnego skupienia na sobie uwagi, bezpieczeństwa i po prostu miłości. Nie musimy mieć głosu Marii Callas, czy Luciano Pavarottiego.
Kołysanki to trwałe wspomnienia
Czy poznałaś owoce prowadzonych przez siebie warsztatów?
Tak, czasem mam możliwość przeprowadzenia rozmowy z rodzicami, dla których prowadziłam warsztaty i wówczas mogę usłyszeć, co do ich codzienności wnosi śpiewanie dzieciom. Przypomina mi się taka historia, w której rodzina podróżowała autostradą. Rodzice starannie przygotowali się do podróży. Maluch był nakarmiony, odpowiednio ubrany, w pieluszce sucho. Niestety, odkąd zapięto go w foteliku, zanosił się płaczem. Mama na wszelkie sposoby usiłowała uspokoić dzieciątko: zabawki, soczek, żarty, muzyka z płyty – nic nie przynosiło dziecku ulgi. Cisza zapadła dopiero w momencie, gdy rodzice zaczęli… nucić kołysankę poznaną na naszych warsztatach.
Pamiętam także wyjątkowe zajęcia na oddziale patologii ciąży, które prowadziłyśmy wspólnie z poprzednią koordynatorką akcji Agnieszką Niezgodą. W ich trakcie kobieta czekająca na urodzenie dzieciątka wzruszyła się i podzieliła swymi wspomnieniami z dzieciństwa. Otóż, gdy była małą dziewczynką mieszkała w jednym pokoju z trzema siostrami. Każda z dziewczynek miała „swoją kołysankę”. Pani pamiętała tylko tę „swoją” – ”Siwą chmurkę”. Zresztą tak uroczą, że dołączyłyśmy ją do repertuaru (pani podyktowała nam tekst, a Agnieszka zanotowała przebieg melodii).
Mnie natomiast wciąż dręczyło pytanie: jakim cudem kobieta nie pamiętała kołysanek swoich sióstr? Po przemyśleniach doszłam do wniosku, że prawdopodobnie rodzice, śpiewali do ucha każdej z nich inną melodię, obdarowując chwilą stuprocentowej uwagi, porcją miłości i czułości.
Pewne jest, że to doświadczenie szło z kobietą całe życie! I to jest piękne!