Przejdź do treści

„Mój syn spakował się do nieba” czyli pragmatyczna dziecięca wiara

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Swego czasu, gdy mój syn był jeszcze mały, ale już w wieku pozwalającym się komunikować, zastałem go segregującego zabawki, z których część wkładał do osobnego pudełeczka. Zaintrygowany zapytałem o sens tej czynności. „Szykuję się do nieba, żeby w razie czego wziąć ze sobą ulubione zabawki” – odpowiedział bez namysłu. Przyznam, że mnie zatkało, i to z kilku powodów naraz.

Mój syn przygotowuje się do nieba…

Uświadomiłem sobie, że moje dziecko już wie o swojej śmiertelności. Małe dzieci nie wiedzą, że kiedyś ich życie się skończy. Nie mają poczucia swojej przemijalności. Moment, gdy to do nich dociera, jest zwykle bolesny, choć sami zapewne nie pamiętamy, kiedy sobie to uświadomiliśmy. Tu w sposób naturalny pojawiają się pytania: co dalej? Niekiedy „dorastanie do śmierci” idzie w parze z doświadczeniem odejścia kogoś bliskiego w rodzinie. Ale sytuacja, w której widzę moje dziecko świadome swej śmiertelności, jest również bardzo trudna dla mnie – łatwiej pogodzić się z faktem własnej śmierci, niż kogoś bliskiego i ukochanego. Niezależnie od stopnia naszej wiary czy niewiary, zmagamy się przecież z faktem, że kiedyś nas nie będzie.

Jakie będzie to niebo?

Widok małego synka pakującego się „na tamtą stronę” musiał wywołać przy okazji mimowolny uśmiech. Nie potrafimy sobie wyobrazić nieba, ale wiemy, że jest to raczej stan niż miejsce. Tylko jak to przełożyć na zespół pojęć takiego malucha? Choć sami wiemy niewiele więcej… Zaskoczył mnie jednak pragmatyzm własnego dziecka i rzeczowe podejście do sprawy. Jeśli ma być jakieś niebo – to muszą tam być zabawki.

Myślę, że to jest wiara „jak ziarnko gorczycy”. Przyznam, że sam mam nie najlepsze wspomnienia z kształtowaniem się mojej wyobraźni religijnej w najmłodszym wieku. Kościół, niebo, wiara – to wszystko stapiało się w jedno. Moje największe obawy dotyczyły tego, jak ta wieczność będzie konkretnie wyglądać, i z jakiegoś powodu jawiła mi się ona w nieciekawych barwach. To zapewne wpływ ikonografii chrześcijańskiej: trzeba będzie stać na baczność, w białym gustownym wdzianku, z rękami złożonymi i buzią w ciup, wyśpiewując Panu Bogu nabożne pieśni… To nie jest atrakcyjna wizja dla kogoś, kto pod ławką w kościele odmierza minuty, chcąc jak najszybciej znaleźć się na boisku do gry w piłkę.

Niebo – wypróbuj je już teraz

To Czesław Miłosz mądrze powiedział, że uwiąd naszej religijności widać między innymi w tym, że my sobie właściwie tej drugiej strony nie wyobrażamy, nie próbujemy uruchomić wyobraźni, żeby spróbować dotknąć tego, jak tam będzie. A przecież wyobrażamy sobie to, o czym marzymy i do czego dążymy…

Na którychś rekolekcjach usłyszałem, że przedsmak nieba dają nam nasze najszczęśliwsze chwile w życiu – kiedy chciałoby się krzyknąć: „chwilo trwaj, jesteś piękna!”, to wtedy jesteś w przedsionku nieba. Ale szczęście na ziemi jest ulotne. Po doświadczeniu góry Tabor przychodzi doświadczenie Golgoty. Myślę jednak – wracając do punktu wyjścia – że warto dzieciom przekazać tę radosną prawdę o tym, co szykuje dla nas dobry Bóg. Warto celebrować wspólne chwile szczęścia, by dać im przedsmak wieczności.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także