Przejdź do treści

Im starsze mam dzieci, tym mniej wiem o wychowaniu… Czy to źle?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Dobrze pamiętam ten moment paniki, kiedy wróciłam ze szpitala z naszym pierwszym dzieckiem. Położyłam śpiące zawiniątko w łóżeczku z wielkim drżeniem i znakiem zapytania: i co dalej? A jak się obudzi i będzie płakał, a ja nie będę potrafiła go uspokoić? Skąd mam wiedzieć, kiedy jest już najedzony?

Skok rozwojowy czy ząbkowanie?

Nawet dziś powyższe pytania nie wydają mi się śmieszne. Patrzę na siebie z tamtego czasu z troską i zrozumieniem. Oto stanęłam przed najtrudniejszym życiowym zadaniem. To, co dla nas nieznane, staramy się oswoić poprzez włożenie w jakieś przewidywalne zasady i ramy. Dziecko płacze – jest głodne, trzeba je przebrać lub przytulić. A co jeśli te sposoby nie działają? Wtedy Internet spieszy z pomocą młodym rodzicom, uświadamiając ich o tajemniczych skokach rozwojowych. Człowiek czyta i się uspokaja: to normalne i kiedyś minie. Potem dochodzi ząbkowanie, więc gdy nie wiadomo o co chodzi, można znaleźć wytłumaczenie w tych dwóch zjawiskach. 

Z biegiem lat problemy się zmieniają, ale wciąż jesteśmy w stanie znaleźć ukojenie w internetowej wiedzy: „pięć sposobów na bunt dwulatka”, „trzy kroki do wychowania samodzielnego przedszkolaka” itd. Szukamy odpowiednich nurtów i metod wychowania, które podają konkretne sposoby na nasze rodzicielskie dylematy.

Więcej znaczy lepiej?

Ktoś może zauważy i głośno skomentuje: „a kiedyś to tak nie było, matki wiedziały jak wychowywać dzieci”. To jasne, że mamy inny kontekst, inne czasy. Mamy pralki, suszarki, zmywarki, inteligentne piekarniki, które same dopasują temperaturę do potrawy, mamy więcej czasu, wiedzy, ale… mamy też większą presję. Kiedyś młoda mama szła do swojej mamy lub babci i dowiadywała się, jak opiekować się małym dzieckiem. Dzisiaj tworzy się tysiące teorii, które często się wykluczają. 

Popatrzmy na taki zwykły smoczek. Dobrze, że dziś mamy większą wiedzę, świadomość i nikt już nie poda niemowlęciu do ssania maku, żeby się uspokoiło. Ale stając w sklepie przed wyborem smoczka, musimy przeczytać szereg artykułów i zrobić research jak przed kupnem samochodu. Czy ten akurat model ma ergonomiczny kształt, wykonany jest z bio bambusa i nie spowoduje uszczerbku na psychice dziecka, które powinno przebywać przecież 24 godziny przy mamie? Spokojnie – na rynku są już smoczki z funkcją bluetooth, które wyślą do naszego smartfona informację o samopoczuciu dziecka. 

Oczywiście trochę przerysowuję, ale dobrze jest zdać sobie sprawę, że dzisiejsi rodzice, a zwłaszcza mamy, są poddane ogromnej presji społecznej. Wiedza szybko się zmienia i dezaktualizuje. Wczoraj olej kokosowy był uznany za najzdrowszy, dziś eksperci zalecają go unikać. W tym szaleństwie warto pamiętać, że nie każdy wybór oznacza krzywdę na całe życie. Podanie dziecku obiadku ze słoiczka jest tylko podaniem mu obiadku ze słoiczka. Nadmiar wiedzy osłabia naszą matczyną intuicję i podkopuje pewność siebie.

“Boże, to przecież najpierw Twoje dzieci”

Ostatnio weszłam w taki etap w moim macierzyństwie, kiedy wydaje mi się, że nic nie wiem. Jeśli chodzi o wychowanie, to nie mam nic mądrego do powiedzenia. Nasze coraz starsze dzieci skutecznie mnie w tym przekonaniu utwierdzają, podważając kolejne teorie. Wiem, że to jakiś urywek mojej matczynej rzeczywistości, ale najwięcej uczą mnie o sobie właśnie te momenty, kiedy wydaje mi się, że oto stoję przed ścianą, której głową nie przebiję. To te sytuacje, kiedy pokornie doświadczam, że „moc doskonali się w słabości”. To są momenty, kiedy staję przed lustrem, próbując złapać kontakt ze sobą, pamiętając o głębokim oddechu i puszczam do nieba strzałę: „Boże ratuj, bo to przecież najpierw Twoje dzieci”

Myślę, że doświadczenie swojej małości, niewystarczalności w wychowaniu jest tym, co wychowuje mnie jako człowieka i sprawia, że daję więcej przestrzeni na działanie Tego, w którym mogę wszystko. Trud macierzyństwa na każdym etapie życia jest inny. Jedyne, co jest stałe i pewne, to że wszystko mija. Tak – nieprzespane noce też kiedyś się skończą, chociaż dzisiaj może się to wydawać nieprawdopodobne. Jak powiedział jeden ze starożytnych filozofów, „panta rhei” – wszystko płynie. My się zmieniamy, nasze dzieci dorastają, ciągle jesteśmy w drodze. Dzisiaj czuję wdzięczność, że możemy im przez pewien czas towarzyszyć. A teorie, mądre poradniki czasami warto schować do kieszeni i cieszyć się byciem tu i teraz – bez presji.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także