Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Na zakończenie roku każde dziecko dostało list od wychowawczyni skierowany wyłącznie do niego. Takie gesty są dla mnie bardzo ważne, ważniejsze niż rankingi czy oceny” – mówi Katarzyna Zbozień, żona, mama trójki dzieci, muzyk, nauczycielka śpiewu, która wraz z mężem zdecydowała się na posłanie swojej córki do Jezuickiego Centrum Edukacji w Nowym Sączu.
Dobre relacje to dobra atmosfera
Karolina Guzik: Dlaczego wybraliście dla swojej córki szkołę jezuicką?
Katarzyna Zbozień: Zaważyły dobre opinie wielu ludzi na temat dyrektora, który rozwija szkołę, ma na to wizję i wspiera pracowników, co widać po ich relacjach. Dobrą atmosferę można wyczuć już na samym początku. Druga sprawa to opinie znajomych rodziców i znajomych dzieci o nauczycielach. O tym, że szkoła organizuje ciekawe akcje. To były główne powody, które nas trzymały przy tym wyborze.
Relacje są dla was ważne?
Bardzo często patrzymy, jak one wyglądają i jak wpływają np. na atmosferę konkretnego miejsca i tutaj nas przekonały. Pamiętam, jak poznałam wychowawczynię Łucji. Zrobiła na mnie świetne wrażenie podejściem do mojego dziecka. Pokazała jej klasę, odpowiedziała, jak to będzie wyglądać, jak przyjdzie do szkoły. Była to taka szczera troska.
Nastawienie na wolność
A jakie są Twoje wrażenia teraz, po pierwszym roku nauki?
Na zakończenie roku każde dziecko dostało list od wychowawczyni skierowany wyłącznie do niego. Takie gesty są dla mnie bardzo ważne, ważniejsze niż rankingi, oceny itp. Poza tym cieszę się z tego, że dyrektor daje dużą dowolność w prowadzeniu dzieci swoim nauczycielom. Nauczyciele mogą się rozwijać, stosować różne swoje (oczywiście bezpieczne i dobre dla dzieci) metody. Dlatego w zależności od tego, na jakiego trafisz nauczyciela, tak będzie prowadzona twoja klasa i rzeczywiście tak jest. Od ustawienia ławek w sali w okrąg, aby wszyscy się widzieli, po wspólne oglądanie filmu z popcornem zamiast zwykłej lekcji, kiedy wypracowali już materiał z angielskiego. Takie wolnościowe podejście już w samym zarządzaniu szkołą mnie przekonuje.

Chodzi też o proste gesty. Po wakacjach, po rozpoczęciu roku szkolnego, ojciec dyrektor zawołał Łucję, zbił z nią piątkę, zapytał, jak się ma, przywitał dobrym słowem. To jest bardzo miłe.
A czy miał jakieś znaczenie fakt, że szkołę prowadzą jezuici?
Tak. Jesteśmy związani z duchowością ignacjańską, więc do nas to pasowało – tak naturalnie.
W szkole jak we wspólnocie
Jakie jest wasze podejście do ocen? Pytam, bo wiem, że w tego typu placówkach wyniki są dość ważne.
Nasze podejście do nauczania jest takie, że ocena nie definiuje wartości naszych dzieci i staramy się to podkreślać. Jednak zależy mi, aby nauczyły się wymagać same od siebie, czasem zmagać z trudnościami. Lubię patrzeć, jak odnajdują się wśród rówieśników, jak są małą wspólnotą, która cieszy się z siebie dzień w dzień. Nie wiem, jak to będzie w późniejszych latach, przy dorastaniu, ale na ten moment widzę w nich zdrowe relacje i to szczerze cieszy.
Reasumując, rozumiem, że Łucja czuje się w tej szkole po prostu bezpiecznie.
To chyba jeden z ważnych aspektów. Nie bagatelizowałabym tego, jak dziecko czuje się w szkole i jakie uczucia to miejsce w budzi w dziecku po wyjściu stamtąd. Dzieci, które są w szkole dzień w dzień, najlepiej przekażą, jak to wygląda od środka.